Grzmot
huknął niemiłosiernie. Aż podskoczyłam. Po raz kolejny się błysnęło, a ja
mimowolnie spojrzałam w tamtą stronę. W kryjówce drzew zauważyłam ciemną
postać. Serce podskoczyło mi do gardła. Wytężyłam wzrok i powoli negatywne
emocje opadły. To był James. Co on tu robił? Uśmiechnął się smutno, jakby na
pocieszenie, a ja nic. Po prostu patrzyłam na jego smutną twarz i aż coś mi się
robiło. Takie dziwne uczucie, którego wcześniej nie doznałam. Jakby była nie na
tym miejscu co trzeba, choć w ramionach Chrisa było mi nadzwyczaj wygodnie i
nie chciałam przerwać tego co się między nami zawiązywało. Jednak to zrobiłam,
a uczucie nie znikało. Kolejna błyskawica spotkała na swej drodze brunatną
ziemię. Tuż przy drzewie. To była jedynie chwila, która dla mnie zdawała się
wiecznością. Patrzyłam jak drzewo upada. Jak gałęzie łamią się z głośnym
trzaskiem, któremu akompaniują kolejne grzmoty i błyskawice nadają
niesamowitego wyglądu. Niebo było granatowe, rozświetlanie jedynie piorunami
tkającymi na nim sieć jak pająki. A ja patrzyłam. Patrzyłam na upadłe drzewo.
- Choć, odwiozę cię do domu – z zamyślenia wyrwał mnie głos Christophera.
Pokiwałam jedynie głową na znak zgody. Nawet nie zauważyłam kiedy stałam się cała mokra i drżałam. Po kilku minutach męczącego marszu, nareszcie dotarliśmy do ciepłego samochodu.
Było już stosunkowo późno. Siedziałam w ciszy na miejscu pasażera i obserwowałam ślepo jak auto delikatnie posuwa się po mokrej szosie. Tak płynnie, jakby ledwie co jej dotykało.
- Pojadę – jedno słowo przebiło ciążącą ciszę na wskroś, jak strzała.
Dennis niespodziewanie spojrzał na mnie jakby nie bardzo wiedział o co mi chodzi. W sumie mu się nie dziwie. Taka tam mokra wariatka gada od rzeczy.
- Pojadę z tobą do tego akademika czy czegoś – rozwinęłam swoją poprzednią myśl.
Twarz bruneta zdecydowanie się rozjaśniła. Wzrok z powrotem ulokował na drodze, tym razem w pełni zadowolony.
- Dziękuję – powiedział po chwili.
Czy tak będzie wyglądać cała nasza rozmowa? Na krótkich zdania wypowiadanych w minutowych odstępach? Jednak nie to mnie najbardziej martwiło. Był obraz, który nie chciał wyjść mi z głowy i zdecydowanie uniemożliwiał mi trzeźwe myślenie.
- Choć, odwiozę cię do domu – z zamyślenia wyrwał mnie głos Christophera.
Pokiwałam jedynie głową na znak zgody. Nawet nie zauważyłam kiedy stałam się cała mokra i drżałam. Po kilku minutach męczącego marszu, nareszcie dotarliśmy do ciepłego samochodu.
Było już stosunkowo późno. Siedziałam w ciszy na miejscu pasażera i obserwowałam ślepo jak auto delikatnie posuwa się po mokrej szosie. Tak płynnie, jakby ledwie co jej dotykało.
- Pojadę – jedno słowo przebiło ciążącą ciszę na wskroś, jak strzała.
Dennis niespodziewanie spojrzał na mnie jakby nie bardzo wiedział o co mi chodzi. W sumie mu się nie dziwie. Taka tam mokra wariatka gada od rzeczy.
- Pojadę z tobą do tego akademika czy czegoś – rozwinęłam swoją poprzednią myśl.
Twarz bruneta zdecydowanie się rozjaśniła. Wzrok z powrotem ulokował na drodze, tym razem w pełni zadowolony.
- Dziękuję – powiedział po chwili.
Czy tak będzie wyglądać cała nasza rozmowa? Na krótkich zdania wypowiadanych w minutowych odstępach? Jednak nie to mnie najbardziej martwiło. Był obraz, który nie chciał wyjść mi z głowy i zdecydowanie uniemożliwiał mi trzeźwe myślenie.
-
Melissa, jak ja cię dawno w domu nie widziałam – powiedziała z uśmiechem
Margaret.
Uśmiechnęłam się, muszę przyznać, że trochę na przymus. Nie obwiniajcie mnie, ale strasznie się niepokoję.
Przytuliła mnie i od razu się odsunęła.
- Jesteś cała mokra. Idź się przebrać, ja zrobię ci herbatę – posłałam jej w podziękowaniu najpiękniejszy uśmiech na jaki mnie było w tej chwili stać. Pobiegłam na górę, przeskakując co drugi schodek. Od razu wpadłam do mojego pokoju i skierowałam się do dość obszernej szafy. Wyciągnęłam z niej jakąś luźną bluzkę, spodnie i suchą bieliznę. Szczerze miałam dość mokrej, która była nie wygodna, delikatnie rzecz ujmując. Przekroczyłam próg małej, ale za to własnej łazienki, przedtem zamykając za sobą drzwi. Prysznic okazał się w tej chwili zbawienny. Wyszłam wolna od wszystkich nieprzyjemności dzisiejszego dnia. Od dziwnej rozmowy o doktorze Hilsonie po jeszcze dziwniejszą prowadzoną podczas drogi powrotnej. Ubrałam się szybko i popatrzyłam w swoje odbicie w lustrze. Najlepiej to nie wyglądałam, ale najgorzej też nie było. Postanowiłam związać włosy w luźnego koczka i odświeżyć twarz raz jeszcze. Zimna woda spływała mi po policzkach, a ja czułam się coraz lepiej. Spojrzałam na moje nadal mokre dłonie i zauważyłam coś przerażająco dziwnego. Na mojej lewej dłoni połyskiwał jakiś celtycki splot w postaci wdzięcznego okręgu. Zamrugałam parę razy mocno przestraszona. Nadal nietypowy znak wieńczył moją dłoń. Co ze mną jest nie tak!? Ochlapałam twarz zimną wodą po raz kolejny i spojrzałam na swoje odbicie. Moje oczy zrobiły się jeszcze bardziej złote niż wcześniej. Akurat o tym Cassie mnie uprzedzała. Odetchnęłam głęboko osuszając twarz. Oparłam się o umywalkę oburącz, wciąż nie otwierając oczu, zagłębiając się w mojej małej, osobistej oazie spokoju. Oddychałam głęboko. Raz, drugi…
- Myślałem, że jesteś mądrzejsza – podskoczyłam do góry. Momentalnie otworzyłam oczy. W uszach słyszałam bicie mojego serca, której jakby zawładnęło głową i wydawane przez niego dźwięki obijały się o ściany mojej czaszki. Odwróciłam się i w drzwiach ujrzałam Jamesa. Chciałam zareagować natychmiastowo, ale odebrało mi mowę. Potrafiłam tylko stać i patrzeć na postać opartą o framugę drzwi. Co mam powiedzieć najpierw? Co tu robisz? Jak tu się znalazłeś? Przestraszyłeś mnie?
Zdecydowałam się na:
- O czym ty mówisz? – oczywiście mogłam się postarać wykrzesać z siebie coś inteligentniejszego, ale mój umysł w takich chwilach zdecydowanie ze mną nie współpracuje.
Wyprostował się.
- Naprawdę uważasz, że pojechanie do tej akademii jest dobrym pomysłem? – uniósł brwi odpowiadając pytaniem na pytanie.
Unikałam jego wzroku jak ognia, żeby nie dopatrzył się w moich oczach wahania. Co mogę poradzić? Nie byłam pewna niczego.
- Dlaczego bym miała nie jechać? – ciągnęłam rozmowę opartą na pytaniach bez odpowiedzi.
- Pomyśl… jedziesz tam z ludźmi, których ledwie znasz – jego głos wydawał się… rozmarzony? – By spotkać ludzi, których są tacy jak oni. Beznadziejnie posłuszni temu co tobie jest nie na rękę, czemu ty się sprzeciwiasz – dawał nacisk na ‘ty’ jakby chciał mnie tym urazić albo dać do myślenia, obie wersje nie były mi na rękę. Nie chciałam się nad tym zastanawiać. Miałam dwa wyjścia: albo jechać, albo się nie zgodzić i zamienić swoje życie w piekło pod wdzięcznym patronatem ‘nowego, złego burmistrza Reeda’. Wybrałam niesamowicie tchórzowską wersję, czytaj: tą pierwszą.
- To bardzo rozsądne z twojej strony – ironia, no tak. – Plus: mogą się dowiedzieć, że nie wzięłaś remedium. Uuu… niegrzeczna Mel – jego irytujący uśmieszek sprawiał, że miałam go ochotę spoliczkować tu i teraz.
- Skąd ty tyle o mnie wiesz?! Śledzisz mnie?! Co ty tu w ogóle robisz?
- Też się zastanawiam – zaczął udawać zamyślonego, a mi dłonie już uformowały się w piąstki, niestety moja siła była ograniczona, ale już czułam jak moje paznokcie boleśnie wbijają mi się w skórę. – Coś mnie do ciebie przyciąga Cukiereczku – zmarszczyłam brwi i przymrużyłam oczy, co za dupek.
- A mnie do ciebie nie, wręcz przeciwnie. Irytujesz mnie koleś.
- I tak mnie uwielbiasz - o rany, jak można być aż tak bezczelnym… najwyraźniej można, właśnie oto tu, przede mną stoi na to niezbity dowód.
Odwróciłam się do niego, próbując go ignorować. No ale cóż, widocznie to niemożliwe. Podszedł do mnie. Stanął tak blisko, że czułam ciepło jego ciało na sobie. Przeszły mnie ciarki, ale nie te ze strachu i w tym problem. On źle na mnie działa. Ten chłopak wróżył kłopoty od samego początku.
- Uwierz, że jestem najlepszym co cię w życiu spotkało – wyszeptał mi do ucha, a ja stałam jak wryta.
- Aaaa! – usłyszałam krzyk Margaret, na szczęście z czegoś się cieszyła. – Mel! Nie uwierzysz! – pisnęła jeszcze raz. – Musisz to zobaczyć! – krzyczała, a mnie już dochodziły jej kroki obwieszczające wszem i wobec, że pokonuje już pierwsze schodki.
- Zostań tu – powiedziałam tonem nieznoszącym sprzeciwu, który był nabyty od mojego taty. Kiedy go używał, wiedziałam, że mam zrobić to co mi karze. Na szczęście jestem dobrą uczennicą, a James posłuszny, choć ten jeden raz.
Zdążyłam zatrzasnąć drzwi łazienki, a wparowała uśmiechnięta od ucha do ucha Style.
- Patrz! – trzymała w ręku dwa, nowiutkie bilety lotnicze do Paryża. Tutaj trzeba nadmienić, że mało się nie posikała jak nadarzyła się okazja wygrania ich. – Wygrałam! – pisnęłam po raz kolejny i mnie przytuliła.
W tej samej chwili z łazienki wydobył się huk, jakby zbita doniczka.
Jakże ożywiona Margaret od razu wkroczyła do akcji i nim się obejrzałam już naciskała klamkę. Przez mój umysł przeleciały dwie myśli: „co za idiota” i „jestem martwa”.
Uśmiechnęłam się, muszę przyznać, że trochę na przymus. Nie obwiniajcie mnie, ale strasznie się niepokoję.
Przytuliła mnie i od razu się odsunęła.
- Jesteś cała mokra. Idź się przebrać, ja zrobię ci herbatę – posłałam jej w podziękowaniu najpiękniejszy uśmiech na jaki mnie było w tej chwili stać. Pobiegłam na górę, przeskakując co drugi schodek. Od razu wpadłam do mojego pokoju i skierowałam się do dość obszernej szafy. Wyciągnęłam z niej jakąś luźną bluzkę, spodnie i suchą bieliznę. Szczerze miałam dość mokrej, która była nie wygodna, delikatnie rzecz ujmując. Przekroczyłam próg małej, ale za to własnej łazienki, przedtem zamykając za sobą drzwi. Prysznic okazał się w tej chwili zbawienny. Wyszłam wolna od wszystkich nieprzyjemności dzisiejszego dnia. Od dziwnej rozmowy o doktorze Hilsonie po jeszcze dziwniejszą prowadzoną podczas drogi powrotnej. Ubrałam się szybko i popatrzyłam w swoje odbicie w lustrze. Najlepiej to nie wyglądałam, ale najgorzej też nie było. Postanowiłam związać włosy w luźnego koczka i odświeżyć twarz raz jeszcze. Zimna woda spływała mi po policzkach, a ja czułam się coraz lepiej. Spojrzałam na moje nadal mokre dłonie i zauważyłam coś przerażająco dziwnego. Na mojej lewej dłoni połyskiwał jakiś celtycki splot w postaci wdzięcznego okręgu. Zamrugałam parę razy mocno przestraszona. Nadal nietypowy znak wieńczył moją dłoń. Co ze mną jest nie tak!? Ochlapałam twarz zimną wodą po raz kolejny i spojrzałam na swoje odbicie. Moje oczy zrobiły się jeszcze bardziej złote niż wcześniej. Akurat o tym Cassie mnie uprzedzała. Odetchnęłam głęboko osuszając twarz. Oparłam się o umywalkę oburącz, wciąż nie otwierając oczu, zagłębiając się w mojej małej, osobistej oazie spokoju. Oddychałam głęboko. Raz, drugi…
- Myślałem, że jesteś mądrzejsza – podskoczyłam do góry. Momentalnie otworzyłam oczy. W uszach słyszałam bicie mojego serca, której jakby zawładnęło głową i wydawane przez niego dźwięki obijały się o ściany mojej czaszki. Odwróciłam się i w drzwiach ujrzałam Jamesa. Chciałam zareagować natychmiastowo, ale odebrało mi mowę. Potrafiłam tylko stać i patrzeć na postać opartą o framugę drzwi. Co mam powiedzieć najpierw? Co tu robisz? Jak tu się znalazłeś? Przestraszyłeś mnie?
Zdecydowałam się na:
- O czym ty mówisz? – oczywiście mogłam się postarać wykrzesać z siebie coś inteligentniejszego, ale mój umysł w takich chwilach zdecydowanie ze mną nie współpracuje.
Wyprostował się.
- Naprawdę uważasz, że pojechanie do tej akademii jest dobrym pomysłem? – uniósł brwi odpowiadając pytaniem na pytanie.
Unikałam jego wzroku jak ognia, żeby nie dopatrzył się w moich oczach wahania. Co mogę poradzić? Nie byłam pewna niczego.
- Dlaczego bym miała nie jechać? – ciągnęłam rozmowę opartą na pytaniach bez odpowiedzi.
- Pomyśl… jedziesz tam z ludźmi, których ledwie znasz – jego głos wydawał się… rozmarzony? – By spotkać ludzi, których są tacy jak oni. Beznadziejnie posłuszni temu co tobie jest nie na rękę, czemu ty się sprzeciwiasz – dawał nacisk na ‘ty’ jakby chciał mnie tym urazić albo dać do myślenia, obie wersje nie były mi na rękę. Nie chciałam się nad tym zastanawiać. Miałam dwa wyjścia: albo jechać, albo się nie zgodzić i zamienić swoje życie w piekło pod wdzięcznym patronatem ‘nowego, złego burmistrza Reeda’. Wybrałam niesamowicie tchórzowską wersję, czytaj: tą pierwszą.
- To bardzo rozsądne z twojej strony – ironia, no tak. – Plus: mogą się dowiedzieć, że nie wzięłaś remedium. Uuu… niegrzeczna Mel – jego irytujący uśmieszek sprawiał, że miałam go ochotę spoliczkować tu i teraz.
- Skąd ty tyle o mnie wiesz?! Śledzisz mnie?! Co ty tu w ogóle robisz?
- Też się zastanawiam – zaczął udawać zamyślonego, a mi dłonie już uformowały się w piąstki, niestety moja siła była ograniczona, ale już czułam jak moje paznokcie boleśnie wbijają mi się w skórę. – Coś mnie do ciebie przyciąga Cukiereczku – zmarszczyłam brwi i przymrużyłam oczy, co za dupek.
- A mnie do ciebie nie, wręcz przeciwnie. Irytujesz mnie koleś.
- I tak mnie uwielbiasz - o rany, jak można być aż tak bezczelnym… najwyraźniej można, właśnie oto tu, przede mną stoi na to niezbity dowód.
Odwróciłam się do niego, próbując go ignorować. No ale cóż, widocznie to niemożliwe. Podszedł do mnie. Stanął tak blisko, że czułam ciepło jego ciało na sobie. Przeszły mnie ciarki, ale nie te ze strachu i w tym problem. On źle na mnie działa. Ten chłopak wróżył kłopoty od samego początku.
- Uwierz, że jestem najlepszym co cię w życiu spotkało – wyszeptał mi do ucha, a ja stałam jak wryta.
- Aaaa! – usłyszałam krzyk Margaret, na szczęście z czegoś się cieszyła. – Mel! Nie uwierzysz! – pisnęła jeszcze raz. – Musisz to zobaczyć! – krzyczała, a mnie już dochodziły jej kroki obwieszczające wszem i wobec, że pokonuje już pierwsze schodki.
- Zostań tu – powiedziałam tonem nieznoszącym sprzeciwu, który był nabyty od mojego taty. Kiedy go używał, wiedziałam, że mam zrobić to co mi karze. Na szczęście jestem dobrą uczennicą, a James posłuszny, choć ten jeden raz.
Zdążyłam zatrzasnąć drzwi łazienki, a wparowała uśmiechnięta od ucha do ucha Style.
- Patrz! – trzymała w ręku dwa, nowiutkie bilety lotnicze do Paryża. Tutaj trzeba nadmienić, że mało się nie posikała jak nadarzyła się okazja wygrania ich. – Wygrałam! – pisnęłam po raz kolejny i mnie przytuliła.
W tej samej chwili z łazienki wydobył się huk, jakby zbita doniczka.
Jakże ożywiona Margaret od razu wkroczyła do akcji i nim się obejrzałam już naciskała klamkę. Przez mój umysł przeleciały dwie myśli: „co za idiota” i „jestem martwa”.
--------------------------------------------------------------------------------
Hej Miśki!
Muszę się Wam przyznać, że nie jestem do końca zadowolona z tego rozdziału, ale postaram się poprawić w następnych.
+ proszę komentujcie, bo nie wiem czy jest sens to ciągnąć. Pokazaliście mi, że potraficie dobić do 70 wyświetleń dziennie i teraz serce mi się kroi jak licznik nie pokazuje nawet 20. Piszę dla siebie, fakt, ale chciałabym, żeby mnie ktoś zauważył! Więc… dla Was to tylko chwila, a dla mnie bardzo wiele.
Nie chcę wprowadzać zasady wymuszania komentarzy, chcę byście sami je wstawiali, ale faktycznie to róbcie, bo jeśli nie będzie żadnej aktywności to pierwszym moim krokiem będzie ogłoszenie reguły 5 komentarzy, kiedy się pojawią chociaż w tej ilości, pojawi się kolejny rozdział.
Proszę nie każcie mi tego robić!
Wasza Candice xx.
Ps. Przepraszam za tak chaotyczną wypowiedź xD
PPs. Jeśli ktoś chciałby być informowanym, proszę najlepiej o twittera, tak jest najwygodniej ;**
Hej Miśki!
Muszę się Wam przyznać, że nie jestem do końca zadowolona z tego rozdziału, ale postaram się poprawić w następnych.
+ proszę komentujcie, bo nie wiem czy jest sens to ciągnąć. Pokazaliście mi, że potraficie dobić do 70 wyświetleń dziennie i teraz serce mi się kroi jak licznik nie pokazuje nawet 20. Piszę dla siebie, fakt, ale chciałabym, żeby mnie ktoś zauważył! Więc… dla Was to tylko chwila, a dla mnie bardzo wiele.
Nie chcę wprowadzać zasady wymuszania komentarzy, chcę byście sami je wstawiali, ale faktycznie to róbcie, bo jeśli nie będzie żadnej aktywności to pierwszym moim krokiem będzie ogłoszenie reguły 5 komentarzy, kiedy się pojawią chociaż w tej ilości, pojawi się kolejny rozdział.
Proszę nie każcie mi tego robić!
Wasza Candice xx.
Ps. Przepraszam za tak chaotyczną wypowiedź xD
PPs. Jeśli ktoś chciałby być informowanym, proszę najlepiej o twittera, tak jest najwygodniej ;**
Twoja recenzja została dodana
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział!
OdpowiedzUsuń"Przez mój umysł przeleciały dwie myśli: „co za idiota” i „jestem martwa”." - nie wiem dlaczego ale strasznie mnie śmieszy to zdanie, dziwna jestem. haha :)
Nie mogę się doczekać kolejnego. Buziaki <3
@aania46
Hejka :) moja gimbusowa natura już zaciera rąsie "Uuuu, będzie przypał" :D Rozdzialik sympatyczny. Nie wiem co Mel zrobi, ale motyw z remedium bardzo mi się podoba. Lubię bohaterki "przeciwko przeznaczeniu". Lannoth z Effugere Fatum ma podobnie, ale na nowej wersji jeszcze jej nie poznaliśmy, więc nie będę spoilerować. Zastanawiam się jak to będzie z tymi Meliskowymi romansami. Najbardziej lubię Steve'a, ale powinien przede wszystkim być jej przyjacielem. Potrzebuje go. Chris jest naprawdę spoko, chyba padnie na niego, ale powinni być razem bez remedium. Wszyscy byliby szczęśliwi. Ale ja się zapytuję, po co właściwie Altersów kojarzy się w pary?! O co tu biega?! A James... To James. Niucham w nim jakiegoś zbuntowanego Altersa i przywódcę ruchu oporu. Osobowość ma w sam raz. Albo go zabiją, albo Mel się jednak do niego przekona ;)
OdpowiedzUsuńPS. Nie mam tłitera :c może gg? 44765416. I usuń weryfikację, bo aż się odechciewa komentować. Proooszczę c:
No coś tam niuchasz, nawet w dobrym kierunku, może być gg, nazywasz się Tomek? Tak mi wyskoczyło. + już wyłączyłam weryfikacje, dzięki za upomnienie, bo nawet nie zauważyłam, że miałam włączoną.
UsuńBuziaki
Candice xx.
Co za bezczelny typ z Jamesa -.-'
OdpowiedzUsuńRozdział świetny, tylko szkoda, że taki krótki :<
http://i-love-you-vampire.blogspot.com/
Pozdrawiam cieplutko :*
Mmm pisz dalej! Mogę to czytać o czytać cały czas! Masz tak przeogromny talent ze aż ci zazdroszczę! :3
OdpowiedzUsuńOj tak! Bosko! Kocham cię Can za te twoje rozdziały!:)
OdpowiedzUsuń"Przez mój umysł przeleciały dwie myśli: „co za idiota” i „jestem martwa”." - kolejne zdanie, które sobie chyba gdzieś zapiszę:D Niby nic, tylko pare myśli, a jednak daje radość:)
Fabuła leci u ciebie jak błyskawica, jestes praktycznie w szczytowej formie i wena chyba cię lubi^^ Szepnij tam o mnie dobre słowo, może się i nade mną zlituje:D
Czekam na kolejny rozdział! Pozdrawiam!