czwartek, 24 stycznia 2013

3.” - Słoneczko wiesz, że bym chciał, ale teraz nie mogę”


- Melissa, zaczekaj! – dało się słyszeć z kuchni. Zarówno Matta jak i Amay ‘unieruchomiło’. Nie wiedzieli co zrobić, czy pójść za mną, czy jednak zostawić mnie w spokoju. Po policzku spływały mi łzy. Jedna za drugą, bez ustanku. Nie chciałam płakać, ale to było silniejsze ode mnie. Biegłam po schodach, mając za cel z powrotem dostać się do mojego łóżka. Jeszcze nie wiedziałam, czy tam zostanę, po prostu nie chciałam ich widzieć. Stanęłam u szczytu schodów, otarłam łzy wierzchem dłoni i szybkim krokiem weszłam do mojego pokoju, zamykając drzwi tak, że z pewnością było to słychać na dole. I jest, moje łóżko. Ciekawe czy gdybym się z niego nie ruszyła to bym się o wszystkim dowiedziała. Czy raczej żyłabym tak jak dawniej, nie mając pojęcia, że mój chłopak i przyjaciółka mają się ku sobie. Rzuciłam się na łóżko i wtuliłam w wielką, mięciutką poduszkę. Zdałam sobie sprawę z jednej rzeczy. Coś co mnie totalnie zbiło z tropu. Nie miałam żalu ani do Amy, ani do Matta. Nie robiłam im w myślach wyrzutów za to, że się w sobie zakochali. Nie… miałam do nich pretensje jedynie o to, że mi nie powiedzieli. Nie mogłam znieść myśli, że byli razem, a ja nic nie wiedziałam. Dziwne… każda normalna dziewczyna odcięłaby się od nich i kazała odwalić, zostawić w spokoju, ale nie ja. Ja ich potrzebowałam. Nie ważne czy Matt będzie chłopakiem moim czy May. Ważne żeby oboje byli przy mnie. To właśnie sobie uświadomiłam. Usiadłam na łóżku, czując, że moje włosy są w stanie nieładu. Podeszłam do lusterka, poprawiłam je i spojrzałam na moją twarz. Wokół oczu zrobiły mi się ‘plamy’. Podobne do prześwitujących przez skórę żył z fioletowo-czerwoną krwią. Moje źrenice zwiększyły się ze zdziwienia. No i po raz kolejny doznałam szoku. Moje dotychczas zielone tęczówki, miały teraz odcień miodowego złota… tak, to dobre określenie, nietypowe, ale pasuje. Schowałam twarz w dłoniach, a potem przetarłam oczy. Oprzytomniałym wzrokiem znów spojrzałam w tafle lustra. ‘Żyłki’ zniknęły, oczy było już normalniejsze, choć nie takie jak zawsze. Co się ze mną dzieje?! Uhh… muszę odetchnąć. Za dużo emocji jak na jeden dzień. Zaczęłam nerwowo szukać torebki. Moja kochana – granatowa z brązowymi oblamówkami. Dostałam ją od Stefana na… 16 urodziny? Tak, chyba tak. Ohh… stary poczciwy Stefan. No dobra nie tak stary, ale kochany. Właśnie! Może on mnie przygarnie. Ogarnęłam się do końca. Ubrałam się jakoś przyzwoicie i ruszyłam z powrotem na dół. Byłam ciekawa czy ta niesforna dwójka nadal tam jest. Pomimo, że złość na tych zakochańców już powoli mijała, nie chciałam ich spotkać. Jeszcze nie czas, muszę sobie to wszystko poukładać. Przechodziłam akurat koło kuchni. Margaret wróciła. Widząc mnie już chciała coś powiedzieć, otworzyła nawet usta, ale ja ją wyprzedziłam.
- Nie teraz – rzuciłam i po prostu wyszłam, najzwyczajniej w świecie.
Amy na pewno wszystko jej powiedziała. Ciekawe czy wiedziała o wszystkim już wcześniej. Ugh… tyle myśli, głowa mi pęka. Zaczęłam myszkować w torebce w poszukiwaniu jakiś leków. Tak! Jak ja kocham siebie za to, że zawsze mam przy sobie coś przeciwbólowego. Szybko łyknęłam biały proszę, potem wyjęłam telefon i wybrałam numer Stefana.
- Hej Stef – powiedziałam wesoło.
- Hej Lis, jak się czujesz? – powiedział jednocześnie wesoło i z przejęciem.
- A… - nie wiedziałam co powiedzieć. – Zależy pod jakim kątem.
- Mel… - wyczuł, że coś jest nie tak. – Co się stało?
- Matt i Amy – zrobiłam naburmuszoną minę.
- Co zrobili?!
- Powiem ci jak będę u ciebie, okej?
- Słoneczko wiesz, że bym chciał, ale teraz nie mogę – oczami wyobraźni widziałam jego smutną, zawiedzioną minę. – Jestem w pracy.
- O której kończysz?
- Hmm… teraz jest 20. O, to za godzinę.
- To akurat zdążę przyjść. Robię ci wjazd do pracy – uśmiechnęłam się.
- To ja czekam.
- Już idę, buziaki.
- No pa.
Wcisnęłam czerwoną słuchawkę. Uśmiechnęłam się sama do siebie wciąż trzymając telefon w ręku. On mnie zrozumie, pomyślałam. Ruszyłam chodnikiem, podziwiając jak pozostałości deszczu osiadły na roślinach. Dzięki promieniach zachodzącego słońca, kropelki mieniły się kolorami na liściach drzew. Po prostu bajkowo.
Dlaczego świat mi nie pomaga? Ja tu powinnam być smutna, a on jest taki piękny. Dziś jak nigdy, jakbym poczuła więź z naturą. Z wielkim uśmiechem na twarzy, wciąż szłam dalej, obdarowując wszystkich moim dobrym humorem. Wahania nastrojów? Heh, możliwe, ale chyba wyjdzie mi to na dobre.
W pewnym momencie, jak na znak, opuścił mnie cały entuzjazm. Jakby ktoś wypompował ze mnie całą radość. Ogarnął mnie strach. Najgorsze jest to, że nie wiedziałam przed czym. Stanęłam na środku chodnika, miasto tonęło w ciepłych barwach, a ja czułam się jakby owiewał mnie chłodny wiatr, który odczuwam tylko ja. Zrobiło mi się zimno. Na rękach poczułam gęsią skórkę. Złapałam się za ramiona i próbowałam ogrzać. Rozejrzałam się dookoła. Ludzie rzucali w moją stronę dziwne spojrzenia. Jest lato, gorąc niemiłosierny, a ja stoję i próbuję się ogrzać. Też mnie to dziwiło. Wreszcie się odwróciłam. Zobaczyłam czarną postać. Tak, właśnie – czarną. Powinna wywoływać jeszcze większe zdziwienie niż ja. Poczułam jakby to właśnie od niej bił chłód. Była oddalona ode mnie o jakieś 10 metrów. Miałam wrażenie, że mam jakieś zwidy. Zacisnęłam mocno powieki i szybko je otworzyłam. Nie było jej. Żadnego chłodu, żadnej czarnej postaci. Mój organizm ponownie nagrzewał się od słońca, ale strach zostawił swój ślad. Cały czas obawiałam się, co się stanie. W końcu się odwróciłam. Już chciałam zrobić krok, kiedy natrafiłam na opór. Najzwyczajniej w świecie wpadłam na kogoś, ale ten ktoś nie był zwyczajny. Od razu trafiłam na jego brązowe tęczówki, nie mogąc wydukać zwykłego ‘przepraszam’.
- Oh… przepraszam – jego melodyjny głos miał dziwny ton, coś było nie tak.
------------------------------------------------------------------------------------
Hej, hej!
Mam nadzieję, że miło się czytało i zostawicie swoje opinie w komentarzach. Rozdział miał się pojawić jutro, ale nie jestem pewna czy bym dała radę, więc dodaje dzisiaj!
Teraz będę miała ferie, ale nie obiecuje, że dodam wcześniej (nawał zajęć, codziennie wyjścia, mam nadzieję, że zrozumiecie) postaram się jednak trochę popisać, aby później dodawać systematycznie co tydzień, zobaczymy czy się uda.
Dziękuję, że poświęciliście te parę chwil na przeczytanie co piszę i oczywiście nie zapomnijcie o schodach! :***

niedziela, 20 stycznia 2013

Liebster Awards

Szczerze? Nie spodziewałam się, że ta cała akcja nadal trwa. Nie znam się. Na moim pierwszym blogu również zostałam nominowana, więc tak serio nie chce mi się w to znów bawić, tyle jest wspaniałych blogów i jeśli w tym całym zamieszaniu zapomniałabym, któregoś nominować czułabym się okropnie. Oczywiście od tamtego czasu do mojej listy czytelniczej doszło wiele blogów, zapewne wiecie o mojej aktywności, ponieważ pod każdym postem, który czytam (praktycznie rzecz biorąc) zostawiam komentarz.
Biorąc pod uwagę to, że lubię odpowiadać na pytania, tym razem też to zrobię. Zostałam nominowana przez Alleya za co gorąco dziękuję :***
Oto pytania i moje odpowiedzi ;] (z góry przepraszam jak się rozpiszę, mam do tego tendencję xD)

W jakiej tematyce czujesz się najlepiej, gdy piszesz?
Z reguły to, co piszę musi zawierać wątek miłosny, no cóż już tak mam. Reszta natomiast ma urozmaicenie, ten blog prowadzę, że tak powiem 'z domieszką magii', której narazie jest nie wiele.
Jaka muzyka inspiruje cię do pisania?
Hmm... od razu mówię, że słucham wszystkiego: rapu, reggae, pop, rock, czasem zdarza się metal. Po prostu znajduję jakąś piosenkę i nie ważne jakiego jest gatunku, ważne, że mi sie podoba. Często jest tak, że jak piszę to właśnie słucham muzyki. Co jakiś czas uaktualniam swoją playlistę, bez muzyki ani rusz ;]
Czy myślisz, że praca pisarza jest twoim powołaniem, jeśli tak, to, dlaczego?
Z powołaniem bym nie przesadzała. Mam słomiany zapał, ale zważając, że mój jeden blog funkcjonuje już pół roku, jestem z siebie dumna, robię postępy. Mam nadzieję, że dalej będę miała pomysły, w sumie to jest najważniejsze. Tu pozwolicie, że przytoczę fragment moich własnych słów:
Chcę być z siebie dumna częściej.
Czytając to co piszę, czuć ciepło gdzieś w sobie,
Czuć, że piszę dla kogoś, ale właśnie o sobie.
Przelać uczucia na kartkę papieru,
Schować gdzieś w szafce bądź ulec natchnieniu
I pisać wciąż dalej, dla ludzi, dla siebie.
Dążyć do tego, że kiedy będę już w niebie,
Tu na dole będą o mnie pamiętać,
Ciągle wspominać co napisałam
i to co w sercu niegdyś miałam.
 

Jaki blog/opowiadanie najbardziej utkwiło ci w pamięci?
Blog 'sylvera' pt."Napisz mi scenariusz perfekcyjnej miłości z tobą w roli głównej" Jeśli dobrze mówię. Niestety opowiadanie już dobiegło końca, ale bardzo mi się podobało i śledziłam je na bierząco ;]
Twoja ulubiona ekranizacja książki, którą czytałeś/aś?
Hmm... "Ostatnia piosenka" Nicolasa Sparksa. Książka bardzo mi się podobała, pamiętam, czytałam ją jak siedziałam w pokoju na kolonii ;] Podczas oglądania filmu zawsze się wzruszam ;]
Jaki jest twój ulubiony cytat?
Trudno wymienić jeden, ale pierwszy który mi przychodzi na myśl:
"Może wcale nie musi Cię kochać cały świat, wystarczy jedna osoba" ~Kermit
oraz moje słynne:
"Do sukcesu nie ma windy, trzeba iść schodami" ~Emil Oesch
Jeśli miałbyś/abyś wybrać znanego autora, do którego byś chciał/a się upodobnić, to, kogo być wybrał/a
Kurde, kolejne trudne pytanie. Myślę, że do Stephenie Meyer albo Lisy Jane Smith
Co lepiej ci wychodzi w pisaniu: opisy, czy dialogi?
Zależy, ale myślę, że opisy. Mama uważa, że umiem lać wodę, więc opisy są zazwyczaj obszerne xD
Powiedz coś na temat, tego, co opisujesz na blogu. * jak powstało, o czym piszesz i dlaczego*
Ten blog powstał z przypadkowej inspiracji, że tak powiem. Czytając opowiadanie Alury A.M. pomyślałam: Dlaczego by nie spróbować pisać czegoś ze szczyptą fantazji? Zaczynałam pisanie od takich fantastycznych historii, które przyznam się były klapą, jeśli teraz na to spojrzeć. Mam więc taki sentyment do opowiadań fantastycznych. Narodził się we mnie pomysł dość oryginalny, a przynajmniej tak myślę, ponieważ jeszcze się nie spotkałam z opowiadaniem, które na wstępie uśmierciłoby główną bohaterkę xD Teraz mam zastój weny, ale myślę, że sobie poradzę ;]
Masz marzenie? Jakie? *to pytanie możecie pominąć, jeśli nie chcecie odpowiadać:)*
Marzenie moje może nie jest oryginalne i Ci, którzy śledzą moje wspisy zapewne je znają. Chciałabym, żeby moje opowiadanie odniosło sukces. O wydaniu książki narazie nie myślę, bo to co piszę zostawia wiele do życzenia, ale mój wiek raczej mnie usprawiedliwia.
Skąd taki, a nie inny adres twojego bloga?
Chciałam, żeby od razu było wiadomo czyi jest blog stąd wzięło się 'candice', 'returns" natomiast oznacza 'powrót', a że blog nosi nazwę "Magic Return" to jakoś tak wyszło (teraz tak patrzę i nie wiem skąd wzieło mi się 's' na końcu, ale niech tak zostanie, nie będę robić zamieszania ;])

piątek, 18 stycznia 2013

2." - Chcesz jej serce złamać?!"


Wzięłam głęboki wdech. Duża ilość powietrza wleciała mi przez nos, dopuszczając do mnie jednocześnie zapach tak dobrze mi znanych, damskich perfum. Przecież sama je wybierałam. Jednak teraz nie to jest najważniejsze. Ważniejsza jest odpowiedź na pytanie: dlaczego Matt miał na sobie zapach Amy? W tym momencie po prostu musiałam ją uzyskać. Zanim pochopnie oskarżyłam przyjaciółkę nasunęła mi się myśl: a jeśli w czasie kiedy ja przekraczałam tajemnicze drzwi i „dostawałam drugą szansę”, on ją najzwyczajniej w świecie pocieszał? Głęboko zastanowiłam się nad tą opcją, jednocześnie ignorując paplaninę mojej rozgadanej May.
- Melissa? – i nic. – Mel?! Lis!? Lissa?! – dopiero wtedy na nią spojrzałam. – Jak mam w końcu na ciebie wołać.- Zaśmiałam się. – Słuchałaś mnie?
- Szczerze? Nie bardzo. Zamyśliłam się – dziewczyna przyzwyczajona do moich „lagów”, powtórzyła swoje spostrzeżenia.
- Wiesz, ma być ta cała impreza, którą miałaś organizować. No ta w Graise, pamiętasz? – pokiwałam głową na znak, że wiem o co chodzi. – No tak pomyślałam, że przydałoby się, żeby cię ktoś zastąpił… - już wiedziałam o co jej chodzi.
Już miałam jej odpowiedzieć, nawet otworzyłam usta, kiedy usłyszałam dźwięk dzwonka. Sprawdziłam – to nie był mój telefon, jak się okazało, Amy również. Zaczęłyśmy się rozglądać za źródłem skocznej melodyjki. W pewnym momencie moja przyjaciółka podniosła urządzenie z podłogi. Okazało się, że to telefon Matta. May odebrała.
- Halo

- Tak – uśmiechnęła się, a ja wpatrywałam się w nią, próbując odgadnąć co się dzieje.

- To poczekaj zniosę ci – rozłączyła się i wstała. Spojrzałam na nią pytająco.
- To był Matt właśnie szukał swojego telefonu. Zadzwonił z drugiego, jest na dole. Zniosę mu. Poczekaj.
- Okej – no tak, jakaż ta moja przyjaciółka pomocna, uśmiechnęłam się sama do siebie. Pomimo wszystko sprawa perfum nie dała mi spokoju. Wersja, którą usilnie chciałam sobie wmawiać, jakoś mnie nie chciała przekonać.
Auć! Moja głowa. Poczułam silny ból jakby ktoś ściskał i czaszkę. Od razu w moich myślach zapanowała Amy i Matt, tak właśnie, razem. Dziwne nie? Też tak myślę, ale to tym bardziej mnie zaintrygowało. Ból głowy, zapach i jeszcze te moje nieopanowane myśli. Ugh… mam nadzieję, że dam radę zejść na dół po leki. Wstałam i od razu pożałowałam. Poczułam silne zawrotu głowy. Złapałam się poręczy łóżka. Chyba nie jest ze mną dobrze. No, w tej chwili nic na to nie poradzę, mogę jedynie wziąć jakąś tabletkę przeciwbólową. Powędrowałam  w stronę schodów, jeszcze delikatnie się chwiejąc. Moje kochane schody wyłożone puchatym dywanikiem, cudowne ramki, które sama malowałam, a w nich zdjęcia: moje i moich rodziców… Zawiesiłam się nad jednym. Pamiętam te wakacje. Jason pojechał z nami. To on robił zdjęcie. Tak mi ich brakuje, a pomyśleć, że jeszcze dzisiaj miałam do nich dołączyć… A co jeśli to ja zrobiłam coś nie tak? Weszłam nie przez te drzwi co trzeba? Przecież to możliwe, prawda? Może nie powinnam wcale żyć? Może w tej chwili patrzyłabym na smutnego Jasona, Margaret, Amy, Matta, właśnie z góry. Moje gdybania zostały brutalnie przerwane przez kolejną serię niewyobrażalnego bólu. No dobra, dobra już schodzę, powiedziałam do siebie w myślach. Podczas mojej dalszej wędrówki na dół moją głowę zaprzątały różne myśli. Czy już zawsze będę mówić do siebie w myślach? Czy może zawsze tak robiłam, tylko nie zwracałam na to uwagi. Zdałam sobie również sprawę, że nie znam moich bliskich. Heh… znam ich różne sekrety, przyzwyczajenia, ale jakby spytano mnie jaki jest ich ulubiony kolor, to już bym leżała. Moja kolejna misja: Poznać ulubione kolory Jasona, Margaret, Matta, Amy… właśnie, czy to nie oni? Usłyszałam głosy dochodzące z kuchni. Poruszałam się jak żółw, ale już słyszałam część rozmowy.
- Nie możemy jej tego zrobić  - to z pewnością była May.
- To co mamy niby zrobić? – a to Matt.
Zbliżyłam się i stanęłam w drzwiach. Ustawienie mebli w kuchni było dla mnie zbawienne. Nie zauważyli mnie, a ja w spokoju mogłam przysłuchiwać się ich tajemniczej rozmowie. Wiem, nie powinnam podsłuchiwać, ale to najprawdopodobniej o mnie! Powinnam wiedzieć…
- Nie wiem – rudowłosa (ustalmy, że jej przefarbowane na bordo włosy, będą rude ;]) oparła się o stół. – Naprawdę nie wiem – wyraziła swoją bezczynność. Brunet podszedł do niej, nachylił się, a mi serce podskoczyło do gardła.
- Musimy coś z tym przecież zrobić, nie zostawimy tego tak.
- A tak by było najlepiej… - powiedziała ledwo słyszalnym głosem.
O czym oni do jasnej cholery mówią! Dość, że głowa mnie boli niemiłosiernie, to teraz serce w klatce piersiowej wariuje.
Matt przetarł oczy i przejrzał bardziej przytomnie. Zapatrzył się na bardzo interesujące drzwiczki od szafki <czujecie sarkazm?>. Faktycznie, specjalnie postarzone drewno i wyryte na nim wzory były ciekawe, ale to nie o to w tym wszystkim chodzi!
- Powinniśmy jej powiedzieć – zdecydował wreszcie. Amy spojrzała na niego wielkimi oczami.
- Chcesz jej serce złamać?! Dopiero co wróciła do życia! Ma już wystarczająco wrażeń jak na jeden dzień! – powiedziała trochę głośniej niż powinna.
- Ciszej – uspokoił ją. – A chcesz żeby się sama dowiedziała? Będzie jeszcze gorzej, dobrze o tym wiesz. Już i tak za długo to ukrywamy.
- Przecież ona nam nie pozwoli być razem! – w oczach pojawiły mi się pierwsze łzy, ale słuchałam dalej.
- Ale i tak uważam, że powinna wiedzieć – ostatnie słowa powiedział ciszej, jakby ze skruchą.
- Co jej powiesz? – czy ona to powiedziała z wyrzutem? - Mel kochanie, teraz kocham też Amy, byliśmy razem już przez jakiś czas, twoja śmierć miała nas uchronić przed niewygodną prawdą? – po policzku spłynęła mi łza, a za nią kolejną, ale nadal stałam nieruchomo.
- Nie…
- No właśnie
- Ale i tak uważam, że powinna wiedzieć – powiedział odważniej.
Zabrzmiał jego dzwonek. Nie patrząc na wyświetlacz odebrał.
- Halo?
- Nie musisz nic mówić – mój głos wydobywał się jednocześnie ze słuchawki i był słyszalny w kuchni, oboje spojrzeli na mnie z przerażeniem, po moim policzku spływała łza. Wydawało mi się, że nawet ona boli. – Wszystko już wiem… - oderwałam telefon od ucha i puściłam bezwładnie rękę, patrząc to na Amy to na Matta. Chłopak spojrzał mi w oczy i już czułam jak mnie pieką.
- Mel… - zaczął się tłumaczyć.
------------------------------------------------------------------------------------------------
Hej, hej!
Ale się rozpisałam, ach. Ale miałam wenę. Nareszcie ubrałam w słowa to co miałam w głowie. I co? Jak się czytało? Zaskoczeni? Czy nie bardzo? Mam nadzieję, że czytało się dobrze i zostawicie swoje komentarze. Krytyka też jest mile widziana <dopiero zaczynam> ;] Nie wiem jak wy, ale ja jestem dumna z tego rozdziału ;]
„Do sukcesu nie ma windy, trzeba iść schodami” ~Emil Oesch
Pomóżcie mi pokonać te schody!
Wasza Candice :**

poniedziałek, 7 stycznia 2013

1. „- Magia – zaśmiałam się.”


- Rany, Mel! Ty żyjesz, o boże… - Amy się popłakała. Nie dziwie jej się. Sama płakałam.

- Amy… - nie mogłam wydusić z siebie niczego więcej. Spojrzałam na Matta. Miał świeczki w oczach, ale pomimo tego był szczęśliwy, jego oczy się śmiały.

- Matt… - rozczuliłam się.

***

- Jak to się stało panie doktorze? – spytał Jason. Jeszcze nigdy nie widziałam doktora Hilsona tak przejętego. Cały czas nerwowo szukał czegoś w swoich papierach. Ja nadal w szpitalnym ubranku, czułam się… dobrze. Jak na osobę, która właśnie powróciła do życia.

- Yyy… - lekarz złapał się za głowę. – Nie mam pojęcia, to chyba jakiś cud.

- Magia – zaśmiałam się.

- Tak, tak – zdenerwował się i grzecznie zasugerował, że powinniśmy opuścić jego gabinet.

- Jason, co go ugryzło? – spytałam wujka kiedy wyszliśmy z pomieszczenia.

- Nie wiem, może ma uczulenie na magie – powiedział z ironią. Pomimo tego, zaciekawiło mnie to. Dalej szliśmy w milczeniu. Po drodze pielęgniarka przekazała nam z uśmiechem, że mogę wracać do domu. Pobiegłam ucieszona jak małe dziecko. W końcu zrozumiałam, że powinnam cieszyć się każdą chwilą. Trzeciej szansy mogę już nie dostać. Chwila… dopiero co wróciłam do żywych i już mogę wyjść?! W sumie czuję się dobrze… jak na znak pielęgniarka wbiegła i dodała, że przez następny miesiąc mam się zgłaszać na badania co drugi dzień. No dobra to już rozumiem, ale i tak to jest dziwne.

Spakowałam wszystkie swoje rzeczy. Popatrzyłam na moje łóżko szpitalne z myślą:

„To tu właśnie dano mi drugą szansę.”

Złapałam Matta za rękę, on mnie objął (tak jak zawsze – boskie uczucie) i wyszliśmy. Padał deszcz, a ja pomimo to ciągle się śmiałam. Nie było tak ponuro, jak można się spodziewać. Świeciło słońce, a deszcz był ciepły. Kolejny letni dzień.

29 czerwca – trzeba go zapamiętać jako moje nowe narodziny.

Stanęłam na środku chodnika, uniosłam głowę do góry, rozłożyłam ręce i napajałam się deszczem, którego mogłam już nie zaznać, a jednak. Ludzie się na mnie patrzyli, ale to nic. Uśmiechnięty Matt podszedł do mnie, objął i czule pocałował. Był delikatny, jakbym była z porcelany. Poczułam, że tak właśnie ma być. Odwzajemniłam pocałunek, a moje ręce zawędrowały na jego szyję, potem we włosy. Palce jednej dłoni wplótł mi we włosy, druga wędrowała po plecach. W końcu wziął mnie na ręce i niósł kawałek.

- Dobra, postaw mnie, jestem ciężka! – wyraziłam swój sprzeciw.

- Kto tak powiedział? – spojrzał na mnie uśmiechając się zawadiacko.

- Ja!?

- Nie – odpowiedział jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.

- Ugh… - tym o to właśnie… dźwiękiem wyraziłam swoje poddanie się. Matt uśmiechnął się triumfalnie, a ja objęłam go za szyję, wtuliłam się w niego i tak szliśmy. Czułam się jak małe dziecko, ale było mi wygodnie. Wdychałam zapach jego boskich perfum. Zdziwiłam się, bo poczułam delikatną woń damskich. Nie były to moje, ale były znajome. Oderwałam się od niego, zmarszczyłam brwi, wpatrzyłam się w jego koszulkę, on stanął i patrzył na mnie, a ja głęboko wdychałam powietrze.

- Co się stało? – spytał z niepokojem.

- Pachniesz jakoś tak… inaczej – wygłosiłam wymijającą odpowiedź stwierdzając, że nos płata mi figle. W końcu mogę się tego spodziewać. Musiałam się do tego wszystkiego przyzwyczaić, potrzebuję czasu.

Matt uśmiechnął się i powiedział dotykając mojego nosa swoim:

- Chyba ci się wydaje Skarbie – nie zadowoliła mnie ta odpowiedź.

Nagle poczułam miażdżący ból w czaszce.

- Kochanie? – spojrzał na mnie czekając na dalszą wypowiedź. – Możemy iść do domu? Głowa mi pęka. – mój chłopak przyspieszył kroku, a ja się delikatnie zaśmiałam. Już po jakiś 15 minutach leżałam w moim łóżku.

- Dziękuję – spojrzałam na niego kiedy ten głaskał mój policzek. On uśmiechnął się, złapałam jego ciepłą dłoń.

- Za co?

- Za to, że jesteś – uśmiechnęłam się.

- A wiesz za co ja cię kocham? – spytał patrząc mi w oczy. Spojrzałam na niego oczekując odpowiedzi. – Za to, że wróciłaś do mnie – nachylił się z zamiarem obdarowania mnie pocałunkiem, kiedy ktoś perfidnie nam przerwał. Do pokoju wpadła Amy. No dobra jej mogę wybaczyć.

- Heej… uu widzę, że przeszkodziłam – oboje się uśmiechnęliśmy.

- I tak już miałem się zbierać – nie wiem czy była to prawda, czy tylko chce nam dać czas na pogaduchy. Byłam mu wdzięczna za to, że taki właśnie jest. – Pa Słońce – dał mi szybkiego buziaka i opuścił pokój. Do łóżka podleciała Amy, ciesząc się jak małe dziecko. Nachyliła się by dać mi buziaka w policzek na powitanie i wtedy mnie olśniło. Ten zapach…
______________________________________________________________________________
Hej, hej!
A więc tak: chcę gorąco podziękować za komentarze, nie było ich dużo, ale jak dla mnie to i tak sukces. Cieszę się, że ktoś czyta to co piszę. Zdradzę Wam tak na wstępie, że chciałabym w przyszłości odnieść taki sukces jak co poniektórzy z Was. Są blogerzy, którzy otrzymują masę komentarzy na wstępie i kilkadziesiąt a czasem kilkaset (czy więcej xD) wejść dziennie. Wiedzcie, że chciałabym to kiedyś osiągnąć, ale jak narazie: małe kroczki ;]
Jeszcze raz dziękuję i proszę o komentarze, liczę na Was!
Wasza Candice :**