Dopiero
teraz zdaję sobie sprawę jak w zaledwie parę dni, moje życie zmieniło się nie
do poznania. Nie mogę się nawet połapać we własnych uczuciach. Powinnam być z
jednym, a pragnę drugiego. To nie ma sensu. Uświadomiłam sobie, że wszystko
jest strasznie zagmatwane i nawet nie potrafię tego należycie przekazać dalej.
Jeden z dowodów na istnienie mojego poprzedniego, ułożonego życia stoi właśnie przede mną we własnej osobie. Matt. Jedna osoba, tyle wspomnień.
- Matt – odezwałam się wreszcie.
James postawił mnie na ziemi, trzymał się na dystans, ale wciąż czułam jego rękę na moich plecach. Dodawał mi otuchy, nawet jeśli nie zdawał sobie z tego sprawy.
- Melissa… - zaczął nieśmiało i spojrzał na mojego towarzysza.
- My się jeszcze nie znamy – powiedział uprzejmie Corelli. – James – wyciągnął do niego dłoń, którą on uścisnął.
- Matt – odpowiedział krótko.
Patrzyłam na ich poczynania. Przez chwilę lustrowali się nawzajem wzrokiem.
Odchrząknęłam. McKinley spojrzał na mnie ponownie.
- Chciałbym cię przeprosić…
- Za co? – nie dałam mu dokończyć. Byłam ciekawa czy w ogóle wie, za co będzie przepraszał.
- Za tą całą sprawę z Amy. To nie powinno mieć miejsca. Ja… - złapał się za kark, nie wiedział co ma dalej powiedzieć.
- Nie gniewam się o to. Nad uczuciami nie masz większej władzy – czułam się jak jakiś psycholog. – Wiesz o co mam największy żal? – dramatyczna pauza. – O to, że to przede mną ukrywaliście. Jakbym nie weszła wtedy do kuchni to co byś zrobił? Dowiedziałabym się kiedykolwiek? Ile to już trwa? – zadałam mnóstwo pytań, na które oczywiście nie uzyskałam odpowiedzi.
- Przepraszam – powiedział po dłuższej chwili.
Znałam go na tyle, że wiedziałam, że na więcej go nie stać. Najzwyczajniej nie wie co powiedzieć. Kto by wiedział?
- Matt! – usłyszałam znajomy głos. Odwróciłam się odruchowo i ujrzałam Jerry’ego. Machał w naszą stronę, a konkretniej w stronę mojego byłego chłopaka. Kiedy mnie ujrzał, odrobinę zrzedła mu mina.
- Hej Mel – krzyknął.
Uśmiechnęłam się życzliwie i mu pomachałam.
Z całej sytuacji wywnioskowałam, że chłopaki byli umówieni.
- No idź – uśmiechnęłam się.
Na szczęście Matt potrafił czytać między wierszami. Nie musiałam tego mówić, po prostu on już wiedział, że mi przechodzi. Wiedział też, że nie warto tego rozkopywać. Pamiętam, że poniekąd za to go kochałam.
Odprowadziłam go wzrokiem.
- Może teraz czas na Amay? – James szepnął mi do ucha.
Miał rację. Przebaczyłam Mattowi, teraz przyszła pora na Amy.
- Chodź, odwiozę cię do domu – zaproponował, na co od razu się zgodziłam.
Która mogła być? 15? Może 16. A ja już miałam serdecznie dość tego całego cholernego dnia. A miałam do załatwienia jeszcze jedną, pełną napięcia sprawę, która wlecze się za mną przez ostatnie dni. Goniła mnie cały ten czas i wiedziałam, że przed nią nie ma ucieczki. To rozmowa z May.
Jeden z dowodów na istnienie mojego poprzedniego, ułożonego życia stoi właśnie przede mną we własnej osobie. Matt. Jedna osoba, tyle wspomnień.
- Matt – odezwałam się wreszcie.
James postawił mnie na ziemi, trzymał się na dystans, ale wciąż czułam jego rękę na moich plecach. Dodawał mi otuchy, nawet jeśli nie zdawał sobie z tego sprawy.
- Melissa… - zaczął nieśmiało i spojrzał na mojego towarzysza.
- My się jeszcze nie znamy – powiedział uprzejmie Corelli. – James – wyciągnął do niego dłoń, którą on uścisnął.
- Matt – odpowiedział krótko.
Patrzyłam na ich poczynania. Przez chwilę lustrowali się nawzajem wzrokiem.
Odchrząknęłam. McKinley spojrzał na mnie ponownie.
- Chciałbym cię przeprosić…
- Za co? – nie dałam mu dokończyć. Byłam ciekawa czy w ogóle wie, za co będzie przepraszał.
- Za tą całą sprawę z Amy. To nie powinno mieć miejsca. Ja… - złapał się za kark, nie wiedział co ma dalej powiedzieć.
- Nie gniewam się o to. Nad uczuciami nie masz większej władzy – czułam się jak jakiś psycholog. – Wiesz o co mam największy żal? – dramatyczna pauza. – O to, że to przede mną ukrywaliście. Jakbym nie weszła wtedy do kuchni to co byś zrobił? Dowiedziałabym się kiedykolwiek? Ile to już trwa? – zadałam mnóstwo pytań, na które oczywiście nie uzyskałam odpowiedzi.
- Przepraszam – powiedział po dłuższej chwili.
Znałam go na tyle, że wiedziałam, że na więcej go nie stać. Najzwyczajniej nie wie co powiedzieć. Kto by wiedział?
- Matt! – usłyszałam znajomy głos. Odwróciłam się odruchowo i ujrzałam Jerry’ego. Machał w naszą stronę, a konkretniej w stronę mojego byłego chłopaka. Kiedy mnie ujrzał, odrobinę zrzedła mu mina.
- Hej Mel – krzyknął.
Uśmiechnęłam się życzliwie i mu pomachałam.
Z całej sytuacji wywnioskowałam, że chłopaki byli umówieni.
- No idź – uśmiechnęłam się.
Na szczęście Matt potrafił czytać między wierszami. Nie musiałam tego mówić, po prostu on już wiedział, że mi przechodzi. Wiedział też, że nie warto tego rozkopywać. Pamiętam, że poniekąd za to go kochałam.
Odprowadziłam go wzrokiem.
- Może teraz czas na Amay? – James szepnął mi do ucha.
Miał rację. Przebaczyłam Mattowi, teraz przyszła pora na Amy.
- Chodź, odwiozę cię do domu – zaproponował, na co od razu się zgodziłam.
Która mogła być? 15? Może 16. A ja już miałam serdecznie dość tego całego cholernego dnia. A miałam do załatwienia jeszcze jedną, pełną napięcia sprawę, która wlecze się za mną przez ostatnie dni. Goniła mnie cały ten czas i wiedziałam, że przed nią nie ma ucieczki. To rozmowa z May.
„Spotkajmy się o
18 w Graise. Melissa xx.”
I
wyślij. Kiedyś nastąpić to musiało.
Przekroczyłam
próg Graise równo o 17.50. Zawsze przychodziłam wcześniej. Lepiej poczekać niż
się spóźnić. Przy barze stał mój ulubiony barman – Stef. Uśmiech od razu
zagościł na mojej twarzy. Podeszłam do niego, a kiedy mnie zobaczył, twarz mu
się rozjaśniła. Dałam mu buziaka w policzek na przywitanie.
- Hej Stef, co dziś mamy w menu?
- Hmm, a na co masz ochotę?
- Zrobisz mi koktajl poziomkowy? – zrobiłam wielkie oczy.
Zaśmiał się.
- Jasne – i zabrał się za przygotowywanie napoju.
- Dawno cię nie widziałem – powiedział po chwili.
Stałam oparta o blat i bacznie obserwowałam jego czynności. Zastanawiałam się czy mówić mu, że wyjeżdżam.
Może jeszcze nie teraz.
- To może kino w rekompensatę? Komedia? – uśmiechnął się.
- Jasne, ale zauważ Słońce, że pracuję. Nie tak jak co poniektórzy – rzucił mi promienny uśmiech, ale i tak dostał ode mnie w ramię.
- Pójdziemy rano – stwierdziłam jakby to było najoczywistszą rzeczą pod słońcem. – Zawsze byliśmy inni – zaśmiałam się, a on mi zawtórował.
Zaczęłam szybko sprawdzać repertuar na telefonie.
- 9.50. Idealnie – zaśmiał się kręcąc głową.
Nagle utkwił wzrok w coś za mną. Zanim zdążyłam się odwrócić on powiedział cicho:
- Amy.
- Taa… pierwsze starcie od kłótni – powiedziałam już odwrócona.
Wzięłam koktajl i powoli udałam się do stolika, który był już zajęty przez bordowo
-włosom.
- Hej Mel – odezwała się pierwsza.
- Cześć – odpowiedziałam siadając, nawet na nią nie patrząc.
Kiedy wreszcie się usadowiłam, spojrzałam na nią i po raz pierwszy nasze oczy spotkały się na tej samej drodze. Widziałam w nich skruchę.
W innych okolicznościach miałabym problemy z przebaczeniem, ale teraz? Szczerze, to już nie bardzo mnie obchodzi czy ona jest z Mattem, czy nie. Nawet by było fajnie widząc ich razem szczęśliwych.
Postanowiłam powiedzieć prosto z mostu. I tak też zrobiłam. No bo co mi zależy? Nie będę się zamartwiać teraz tym, bo to nie ma sensu. Powiem wszystko co mi leży na sercu. To ona chciała się pogodzić.
- Hej Stef, co dziś mamy w menu?
- Hmm, a na co masz ochotę?
- Zrobisz mi koktajl poziomkowy? – zrobiłam wielkie oczy.
Zaśmiał się.
- Jasne – i zabrał się za przygotowywanie napoju.
- Dawno cię nie widziałem – powiedział po chwili.
Stałam oparta o blat i bacznie obserwowałam jego czynności. Zastanawiałam się czy mówić mu, że wyjeżdżam.
Może jeszcze nie teraz.
- To może kino w rekompensatę? Komedia? – uśmiechnął się.
- Jasne, ale zauważ Słońce, że pracuję. Nie tak jak co poniektórzy – rzucił mi promienny uśmiech, ale i tak dostał ode mnie w ramię.
- Pójdziemy rano – stwierdziłam jakby to było najoczywistszą rzeczą pod słońcem. – Zawsze byliśmy inni – zaśmiałam się, a on mi zawtórował.
Zaczęłam szybko sprawdzać repertuar na telefonie.
- 9.50. Idealnie – zaśmiał się kręcąc głową.
Nagle utkwił wzrok w coś za mną. Zanim zdążyłam się odwrócić on powiedział cicho:
- Amy.
- Taa… pierwsze starcie od kłótni – powiedziałam już odwrócona.
Wzięłam koktajl i powoli udałam się do stolika, który był już zajęty przez bordowo
-włosom.
- Hej Mel – odezwała się pierwsza.
- Cześć – odpowiedziałam siadając, nawet na nią nie patrząc.
Kiedy wreszcie się usadowiłam, spojrzałam na nią i po raz pierwszy nasze oczy spotkały się na tej samej drodze. Widziałam w nich skruchę.
W innych okolicznościach miałabym problemy z przebaczeniem, ale teraz? Szczerze, to już nie bardzo mnie obchodzi czy ona jest z Mattem, czy nie. Nawet by było fajnie widząc ich razem szczęśliwych.
Postanowiłam powiedzieć prosto z mostu. I tak też zrobiłam. No bo co mi zależy? Nie będę się zamartwiać teraz tym, bo to nie ma sensu. Powiem wszystko co mi leży na sercu. To ona chciała się pogodzić.
Nie
było aż tak źle jak myślałam. Normalna rozmowa, na koniec się przytuliłyśmy.
Stwierdziłam, że nie mam już na nic siły, więc wymigałam się jakąś bzdurą do
wykonania.
Uff… nareszcie dom.
- Cześć Jason.
- Hej Lis – rzadko ktoś mnie tak nazywał, ale on wyrabiał normę za wszystkich.
- Co tam? – spytałam z uśmiechem. Jakoś tak na jego widok, humor mi się poprawił.
Robił coś w kuchni niezwykle skupiony, a skupienie i on to dość zabawne połączenie. Nie zrozumcie mnie źle, ale tak właśnie było.
Zatrzymał wzrok na mojej lewej dłoni.
- Dlaczego nosisz rękawiczkę? – zmarszczył brwi. – Jedną, i do tego w lato?
- Yyy… tak jakoś – nie miałam pojęcia co mu powiedzieć.
- Oj taka moda, nie czepiaj się Jason – do akcji wkroczyła Margaret.
Przywitała się z moim wujkiem całusem, a ja udawałam, że nie widzę wpatrując się w blat. Zdaję sobie sprawę, że to niezmiernie dziecinne, ale zawsze czułam się niekomfortowo kiedy się całowali.
- To może ja już pójdę… - ruszyłam na górę, ale zdążyłam usłyszeć wdzięczny śmiech Margaret.
Wkroczyłam w ciemności mojego pokoju. Nawet nie miałam siły zapalić światła. Odszukałam po omacku piżamę, w której skład wchodziły króciutkie szorty i bluzka na ramiączka. Całość ledwie co zakrywała ‘to co trzeba’, ale tak mi było wygodnie. Związałam swoje włosy w wysokiego, luźnego koczka i pomaszerowałam pod prysznic. To było chyba jedyne miejsce, w którym mogłam pomyśleć. No tak, moje prysznicowe przemyślenia. Ale teraz tak serio. W ciągu ostatnich… dwóch tygodni? Zmieniło się tyle, że już się we wszystkim pogubiłam. Zdążyłam stracić jednego chłopaka, zauroczyć się w drugim, a… właśnie, co z Jamesem? Tego nie jestem pewna. Nawet nie jestem pewna czy to on jest problemem, a może to Chris nim jest.
Mój czas się skończył. Byłam już umyta, a nie chciałam stać bezczynnie, więc wyszłam spod prysznica, owinęłam się ręcznikiem i już po chwili szorowałam zęby.
- Słodko wyglądasz Cukiereczku – odezwał się znajomy głos, a ja momentalnie wyplułam pianę z pasty do zlewu. Wytarłam buzię i się odwróciłam.
Tak jak przypuszczałam. W sumie kto inny nazywał mnie ‘Cukiereczkiem’?
A w dodatku: on plus ja w ręczniku to nie jest dobre połączenie. Coś jakoś nie wychodzą mi dziś te równania.
Uff… nareszcie dom.
- Cześć Jason.
- Hej Lis – rzadko ktoś mnie tak nazywał, ale on wyrabiał normę za wszystkich.
- Co tam? – spytałam z uśmiechem. Jakoś tak na jego widok, humor mi się poprawił.
Robił coś w kuchni niezwykle skupiony, a skupienie i on to dość zabawne połączenie. Nie zrozumcie mnie źle, ale tak właśnie było.
Zatrzymał wzrok na mojej lewej dłoni.
- Dlaczego nosisz rękawiczkę? – zmarszczył brwi. – Jedną, i do tego w lato?
- Yyy… tak jakoś – nie miałam pojęcia co mu powiedzieć.
- Oj taka moda, nie czepiaj się Jason – do akcji wkroczyła Margaret.
Przywitała się z moim wujkiem całusem, a ja udawałam, że nie widzę wpatrując się w blat. Zdaję sobie sprawę, że to niezmiernie dziecinne, ale zawsze czułam się niekomfortowo kiedy się całowali.
- To może ja już pójdę… - ruszyłam na górę, ale zdążyłam usłyszeć wdzięczny śmiech Margaret.
Wkroczyłam w ciemności mojego pokoju. Nawet nie miałam siły zapalić światła. Odszukałam po omacku piżamę, w której skład wchodziły króciutkie szorty i bluzka na ramiączka. Całość ledwie co zakrywała ‘to co trzeba’, ale tak mi było wygodnie. Związałam swoje włosy w wysokiego, luźnego koczka i pomaszerowałam pod prysznic. To było chyba jedyne miejsce, w którym mogłam pomyśleć. No tak, moje prysznicowe przemyślenia. Ale teraz tak serio. W ciągu ostatnich… dwóch tygodni? Zmieniło się tyle, że już się we wszystkim pogubiłam. Zdążyłam stracić jednego chłopaka, zauroczyć się w drugim, a… właśnie, co z Jamesem? Tego nie jestem pewna. Nawet nie jestem pewna czy to on jest problemem, a może to Chris nim jest.
Mój czas się skończył. Byłam już umyta, a nie chciałam stać bezczynnie, więc wyszłam spod prysznica, owinęłam się ręcznikiem i już po chwili szorowałam zęby.
- Słodko wyglądasz Cukiereczku – odezwał się znajomy głos, a ja momentalnie wyplułam pianę z pasty do zlewu. Wytarłam buzię i się odwróciłam.
Tak jak przypuszczałam. W sumie kto inny nazywał mnie ‘Cukiereczkiem’?
A w dodatku: on plus ja w ręczniku to nie jest dobre połączenie. Coś jakoś nie wychodzą mi dziś te równania.
----------------------------------------------------------------
Hej Miśki?
Tęskniliście?
Dobra, wiem, że za mną nie szczególnie, ale może za tym co piszę?
Przejdźmy do rzeczy. Teraz publikuję częściej, ale nie jest powiedziane, że tak będzie zawsze. Mam zapierdol w szkole, a chce stypendium! Wiem, że wy też nie macie lekko, więc nie mam za Wam tego za złe. Dodaję ten rozdział na specjalną prośbę Słoneczka (xx.), ale utrzymuje zasadę z komentarzami. Po prostu nie wiem czy ktoś więcej to czyta. (bo wiem Cukiereczku, że ty tak)
Buźki dla Was
Candice xx.
Tęskniliście?
Dobra, wiem, że za mną nie szczególnie, ale może za tym co piszę?
Przejdźmy do rzeczy. Teraz publikuję częściej, ale nie jest powiedziane, że tak będzie zawsze. Mam zapierdol w szkole, a chce stypendium! Wiem, że wy też nie macie lekko, więc nie mam za Wam tego za złe. Dodaję ten rozdział na specjalną prośbę Słoneczka (xx.), ale utrzymuje zasadę z komentarzami. Po prostu nie wiem czy ktoś więcej to czyta. (bo wiem Cukiereczku, że ty tak)
Buźki dla Was
Candice xx.
Do następnego xx.
Nie zgadzam się! Zawsze musisz kończyć w tak dramatycznych momentach?! No ja przecież wcześniej, czy później *stawiam na to pierwsze* na zawał zejdę! :)
OdpowiedzUsuńSpotkanie Matta...później Amy...Oj biedna Mel, tyle wrażeń. Do tego ta mała afera z rękawiczkę...
I pytanie dnia: kto nazwał ją "cukiereczkiem"?!
Nie noo kocham te twoje zakończenia noo ! Kocham Cię że piszesz to dla nas i na moją proźbę dodałaś Księżniczko. Rozdział jak zawsze BOSKI. Już czekam na następny ;***
OdpowiedzUsuńCukiereczek <3
omg.. nie mam słów! świetny jak zwykle :)
OdpowiedzUsuńjestem tak strasznie ciekawa co dalej ^.^
cytat rozdziału to dla mnie totalnie: "A w dodatku: on plus ja w ręczniku to nie jest dobre połączenie. Coś jakoś nie wychodzą mi dziś te równania."
haha xx mega <3
kocham cię i czekam na kolejny. buziaki :*
@aania46
Ja to czytam .
OdpowiedzUsuńŚwietna spójność. A ty. Błagam nie kończ w takich momentach bo zawału dostane.
@imuglyandfuck
Jak nie chcemy nowego jak chcemy!! A twoje zakończenia no po prostu wspaniałe ;*
OdpowiedzUsuń