W
oczach Stefana widziałam ból. Przypomniał mi się wieczór, kiedy to on mnie
pocałował. Wtedy po raz pierwszy kogoś zahipnotyzowałam, nieświadomie, ale
jednak. Poczułam jak coś ściska mnie w żołądku. Dlaczego czułam, jakbym zrobiła
źle?
Chris objął mnie w talii.
- Masz może na coś ochotę? – zamruczał mi prosto do ucha.
Jego głos sprawił, że chciałam ponownie wpić się w jego usta, ale wiedziałam, że teraz nie mogłam. Czy ja mam rozdwojenie jaźni?! Uhh…
- Muszę wracać do domu – mówiłam nie spuszczając wzroku z Stefa.
Chwila ciszy. W końcu spojrzałam ze smutkiem na Dennisa.
- Chodź Słońce, zawiozę cię – zaoferował. Czyżby bawił się dzisiaj w mojego osobistego szofera?
Poszłam posłusznie razem z nim, rzucając przed wyjściem przepraszające spojrzenie w kierunku Stefana. On wciąż stał w tej samej pozycji. Zabolało mnie to. Nie wiedziałam co mam robić.
Wsiadłam do czarnego Audi po raz kolejny dzisiejszego dnia.
- Rozchmurz się – odezwał się kiedy byliśmy już prawie przed moim domem; spojrzałam na niego. – Czemu jesteś taka smutna?
- Po prostu… - powiedziała po chwili namysłu. – Po prostu jest mi trochę żal zostawiać Stefana, Margaret, Jasona…
- Przecież tu wrócisz – złapał moją dłoń.
- No tak – uśmiechnęłam się ponuro. – Ale kiedy?
I cisza. Nie odpowiedział na pytanie, a tego właśnie bałam się najbardziej.
Gdy byliśmy już przed moim domem, na podjeździe ujrzałam samochód Jasona. Są w domu.
Podziękowałam Chrisowi za podwózkę i już chciałam wychodzić, gdy ten obdarował mnie delikatnym pocałunkiem w usta. Tak na pożegnanie. To było bardzo miłe, ale jednak coś mnie niepokoiło. Co on wyprawia? Czy on nie widzi jak inni reagują na czułości względem mnie? Posłałam mu trochę wymuszony uśmiech i wysiadłam. Przed wejściem do domu, przystanęłam jeszcze na chwilę. Przez moją głowę przeleciała myśl ucieczki. Po przechadzałabym się po mieście, wróciła wieczorem i wszystko byłoby okay. Prościej mówiąc: tchórz mnie obleciał. Jednak zebrałam resztki odwagi i nacisnęłam klamkę. W progu przywitała mnie już jedna, sporawa, wypakowana po brzegi torba. Usłyszałam jak Margaret radośnie podśpiewuje w kuchni robiąc coś do jedzenia i jak Jason pakuje resztę ubrań i innych dupereli. Wzięłam głęboki oddech, rozebrałam się i weszłam do pomieszczenia, w którym znajdowała się dziewczyna mojego wujka. Popatrzyłam na parę siatek i zdałam sobie sprawę, że najpóźniej za dwa dni czeka mnie to samo.
- Hej Margaret – powiedziałam trochę przytłumiona.
- Hej Mel, co jest? – od razu to zauważyła.
- Muszę wam coś powiedzieć – na te słowa zawołała Jasona, a on pojawił się już po chwili.
Miałam nadzieję, że go coś zatrzyma, co wydłuży mój czas do namysłu. Ale nie, on już tu stał.
- Hej Lis, co się stało?
- Bo… - wciąż zbierałam się na odwagę. – Bo ja też wyjeżdżam.
Margaret aż upuściła łyżkę, po czym szybko ją podniosła. Oboje patrzeli na mnie zaskoczeni, a ja spoglądałam to na nią, to na niego.
- Ale jak to? Gdzie? – pierwsza odezwała się Style.
- Nie martwcie się, jadę do akademii – yyy… i co dalej? – Burmistrz Reed o wszystkim wie – co mi do głowy strzeliło by mieszać w to wszystko burmistrza? Z drugiej strony może nie będą się dzięki temu martwić.
Oboje wymienili się spojrzeniami. Jason westchnął głośno.
- No dobrze…
Uff… nie jest źle. Czym ja się tak martwiłam?
- Chcesz nas podwieźć na lotnisko? – zaoferowała po długiej i męczącej ciszy Margaret.
- Jasne – uśmiechnęłam się.
Przez następne dwie godziny pomagałam im się pakować. W międzyczasie zdążyli wypytać mnie na zmianę o wszystko. Kiedy jadę i w ogóle. Wtedy właśnie zdałam sobie sprawę, że niewiele wiem o miejscu, w którym spędzę następne parę miesięcy.
Chris objął mnie w talii.
- Masz może na coś ochotę? – zamruczał mi prosto do ucha.
Jego głos sprawił, że chciałam ponownie wpić się w jego usta, ale wiedziałam, że teraz nie mogłam. Czy ja mam rozdwojenie jaźni?! Uhh…
- Muszę wracać do domu – mówiłam nie spuszczając wzroku z Stefa.
Chwila ciszy. W końcu spojrzałam ze smutkiem na Dennisa.
- Chodź Słońce, zawiozę cię – zaoferował. Czyżby bawił się dzisiaj w mojego osobistego szofera?
Poszłam posłusznie razem z nim, rzucając przed wyjściem przepraszające spojrzenie w kierunku Stefana. On wciąż stał w tej samej pozycji. Zabolało mnie to. Nie wiedziałam co mam robić.
Wsiadłam do czarnego Audi po raz kolejny dzisiejszego dnia.
- Rozchmurz się – odezwał się kiedy byliśmy już prawie przed moim domem; spojrzałam na niego. – Czemu jesteś taka smutna?
- Po prostu… - powiedziała po chwili namysłu. – Po prostu jest mi trochę żal zostawiać Stefana, Margaret, Jasona…
- Przecież tu wrócisz – złapał moją dłoń.
- No tak – uśmiechnęłam się ponuro. – Ale kiedy?
I cisza. Nie odpowiedział na pytanie, a tego właśnie bałam się najbardziej.
Gdy byliśmy już przed moim domem, na podjeździe ujrzałam samochód Jasona. Są w domu.
Podziękowałam Chrisowi za podwózkę i już chciałam wychodzić, gdy ten obdarował mnie delikatnym pocałunkiem w usta. Tak na pożegnanie. To było bardzo miłe, ale jednak coś mnie niepokoiło. Co on wyprawia? Czy on nie widzi jak inni reagują na czułości względem mnie? Posłałam mu trochę wymuszony uśmiech i wysiadłam. Przed wejściem do domu, przystanęłam jeszcze na chwilę. Przez moją głowę przeleciała myśl ucieczki. Po przechadzałabym się po mieście, wróciła wieczorem i wszystko byłoby okay. Prościej mówiąc: tchórz mnie obleciał. Jednak zebrałam resztki odwagi i nacisnęłam klamkę. W progu przywitała mnie już jedna, sporawa, wypakowana po brzegi torba. Usłyszałam jak Margaret radośnie podśpiewuje w kuchni robiąc coś do jedzenia i jak Jason pakuje resztę ubrań i innych dupereli. Wzięłam głęboki oddech, rozebrałam się i weszłam do pomieszczenia, w którym znajdowała się dziewczyna mojego wujka. Popatrzyłam na parę siatek i zdałam sobie sprawę, że najpóźniej za dwa dni czeka mnie to samo.
- Hej Margaret – powiedziałam trochę przytłumiona.
- Hej Mel, co jest? – od razu to zauważyła.
- Muszę wam coś powiedzieć – na te słowa zawołała Jasona, a on pojawił się już po chwili.
Miałam nadzieję, że go coś zatrzyma, co wydłuży mój czas do namysłu. Ale nie, on już tu stał.
- Hej Lis, co się stało?
- Bo… - wciąż zbierałam się na odwagę. – Bo ja też wyjeżdżam.
Margaret aż upuściła łyżkę, po czym szybko ją podniosła. Oboje patrzeli na mnie zaskoczeni, a ja spoglądałam to na nią, to na niego.
- Ale jak to? Gdzie? – pierwsza odezwała się Style.
- Nie martwcie się, jadę do akademii – yyy… i co dalej? – Burmistrz Reed o wszystkim wie – co mi do głowy strzeliło by mieszać w to wszystko burmistrza? Z drugiej strony może nie będą się dzięki temu martwić.
Oboje wymienili się spojrzeniami. Jason westchnął głośno.
- No dobrze…
Uff… nie jest źle. Czym ja się tak martwiłam?
- Chcesz nas podwieźć na lotnisko? – zaoferowała po długiej i męczącej ciszy Margaret.
- Jasne – uśmiechnęłam się.
Przez następne dwie godziny pomagałam im się pakować. W międzyczasie zdążyli wypytać mnie na zmianę o wszystko. Kiedy jadę i w ogóle. Wtedy właśnie zdałam sobie sprawę, że niewiele wiem o miejscu, w którym spędzę następne parę miesięcy.
Samolot
odlatywał o 23.00. Chciałam poczekać z nimi do odlotu, ale kazali mi wracać do
siebie. Pożegnałam się z nimi koło 22.30 i udałam się w drogę powrotną. Cieszę
się, że jadą na urlop. Należy im się. Plus – będę miała czas na przemyślenia.
Wróciłam
do domu. Z chwilą przekroczenia progu, poczułam się jeszcze bardziej samotnie
niż kiedy jechałam samochodem po praktycznie pustych ulicach. Ze wszystkich
stron otaczała mnie ciemność i tak przytłaczająca cisza. Od razu zachciało mi
się płakać. Łzy popłynęły mi już na progu. Nie mogłam ich pohamować. Czemu
płakałam? Może dlatego, że zdałam sobie sprawę jak trudne stało się moje życie.
Przecież nie każdy dostaje drugą szansę. Powinnam ją wykorzystać. Zrobić coś
dobrego, zmienić świat, a przynajmniej takie miałam założenia na samym
początku. Potem spotkałam Cassie, poznałam Jamesa, a później pojawił się Chris
i wszystko stało się jeszcze bardziej skomplikowane.
Weszłam po schodach na górę, do swojego pokoju. Tutaj samotność uderzyła mnie jeszcze bardziej. Przypomniał mi się poprzedni wieczór, kiedy to ujrzałam na łóżku Jamesa. Wiedziałam, że nie jestem sama. Wtedy byli wszyscy, teraz nie ma nikogo. Szczerze muszę przyznać, że z chwilą, w której położyłam się do łóżka zaczęło mi jeszcze bardziej brakować otulających mnie ramion Corelliego. Łzy znów zaczęły płynąć i tak płynęły spadając na poduszką, aż nie zasnęłam.
Weszłam po schodach na górę, do swojego pokoju. Tutaj samotność uderzyła mnie jeszcze bardziej. Przypomniał mi się poprzedni wieczór, kiedy to ujrzałam na łóżku Jamesa. Wiedziałam, że nie jestem sama. Wtedy byli wszyscy, teraz nie ma nikogo. Szczerze muszę przyznać, że z chwilą, w której położyłam się do łóżka zaczęło mi jeszcze bardziej brakować otulających mnie ramion Corelliego. Łzy znów zaczęły płynąć i tak płynęły spadając na poduszką, aż nie zasnęłam.
Obudził
mnie dzwonek. Otworzyłam zaspane oczy. Kiedy zdałam sobie sprawę, że to mój
telefon, szybko do niego podbiegłam. Gdzieś w sobie miałam nadzieję, że to
James, ale to nie był on. To… Irma?
- Halo? – odezwałam się zdezorientowana.
- Hej Melissa, przepraszam, że cię obudziłam – chciałam zaprzeczyć z grzeczności, ale ona nie dała mi dojść do słowa. – Wszystko w porządku? Dawno cię u nas nie było. Doktor Hilson się martwi. Powinnaś przyjść na kontrolę.
Siedziałam chwilę cicho analizując jej chaotyczną wypowiedź.
- Yyy… wszystko w porządku. Nie martw się. Wiesz co? – złapałam się za głowę. – Wpadnę dzisiaj na kontrolę. Czy doktor Hilson jest zajęty?
- Nie, akurat dzisiaj jest spokojnie. Wpadaj kiedy chcesz. Stęskniłam się.
Oczami wyobraźni widziałam jak się uśmiecha, mimowolnie również to zrobiłam.
- Ja też – odpowiedziałam krótko.
- Słuchaj Mel, muszę lecieć. Pacjenci. Rozumiesz prawda?
- Jasne.
- Trzymaj się. Do zobaczenia.
- Pa.
Odłożyłam telefon, usiadłam na łóżku i złapałam się za głowę. Kilka razy głęboko oddychałam. Przez następną godzinę zajmowałam się nudnymi, ale jakże potrzebnymi porannymi czynnościami.
O 11 znalazłam się tuż przed gabinetem mojego lekarza. Przez chwilę siedziałam w ciszy wpatrując się w jeden punkt, ale mój spokój przerwały krzyki. Brzmiały dziwnie znajomo. Zaczęłam przysłuchiwać się z zaciekawieniem potokowi dość głośnej rozmowy. Wyłapałam damski głos.
- Oni mogli a ja nie?!
- Posłuchaj Suzan… - Georg próbował delikatnie.
- Nie, to ty posłuchaj! Nie przestanę próbować, a ty mnie nie powstrzymasz!
Usłyszałam kroki w kierunku drzwi. Po chwili drzwi otworzyły się z rozmachem, a w nich stanęła ta sama dziewczyna, którą kiedyś tu widziałam. Miała blond włosy i była dość wysoka. Zlustrowała mnie wzrokiem, który mrozi krew w żyłach. Zadrżałam. Dziewczyna spojrzała na mnie z wyrzutem jakbym jej coś zrobiła. Podeszła do mnie, a mnie przeszedł kolejny dreszcz, tym razem straszniejszy. Byłam przerażona, a ona już zacisnęła pięści. Co ona chce mi zrobić?!
- Halo? – odezwałam się zdezorientowana.
- Hej Melissa, przepraszam, że cię obudziłam – chciałam zaprzeczyć z grzeczności, ale ona nie dała mi dojść do słowa. – Wszystko w porządku? Dawno cię u nas nie było. Doktor Hilson się martwi. Powinnaś przyjść na kontrolę.
Siedziałam chwilę cicho analizując jej chaotyczną wypowiedź.
- Yyy… wszystko w porządku. Nie martw się. Wiesz co? – złapałam się za głowę. – Wpadnę dzisiaj na kontrolę. Czy doktor Hilson jest zajęty?
- Nie, akurat dzisiaj jest spokojnie. Wpadaj kiedy chcesz. Stęskniłam się.
Oczami wyobraźni widziałam jak się uśmiecha, mimowolnie również to zrobiłam.
- Ja też – odpowiedziałam krótko.
- Słuchaj Mel, muszę lecieć. Pacjenci. Rozumiesz prawda?
- Jasne.
- Trzymaj się. Do zobaczenia.
- Pa.
Odłożyłam telefon, usiadłam na łóżku i złapałam się za głowę. Kilka razy głęboko oddychałam. Przez następną godzinę zajmowałam się nudnymi, ale jakże potrzebnymi porannymi czynnościami.
O 11 znalazłam się tuż przed gabinetem mojego lekarza. Przez chwilę siedziałam w ciszy wpatrując się w jeden punkt, ale mój spokój przerwały krzyki. Brzmiały dziwnie znajomo. Zaczęłam przysłuchiwać się z zaciekawieniem potokowi dość głośnej rozmowy. Wyłapałam damski głos.
- Oni mogli a ja nie?!
- Posłuchaj Suzan… - Georg próbował delikatnie.
- Nie, to ty posłuchaj! Nie przestanę próbować, a ty mnie nie powstrzymasz!
Usłyszałam kroki w kierunku drzwi. Po chwili drzwi otworzyły się z rozmachem, a w nich stanęła ta sama dziewczyna, którą kiedyś tu widziałam. Miała blond włosy i była dość wysoka. Zlustrowała mnie wzrokiem, który mrozi krew w żyłach. Zadrżałam. Dziewczyna spojrzała na mnie z wyrzutem jakbym jej coś zrobiła. Podeszła do mnie, a mnie przeszedł kolejny dreszcz, tym razem straszniejszy. Byłam przerażona, a ona już zacisnęła pięści. Co ona chce mi zrobić?!
---------------------------------------------
Hej Miśki!
Na początek: ten rozdział dedykuję mojej mamie xD Nie czyta tego (i może to i lepiej), ale liczy się sam fakt ;]
Życzę wszystkiego najlepszego wszystkim mamą. Nie wiem czy któraś z moich kochanych czytelniczek jest mamą, a więc życzę wszystkiego naj mamą moich czytelniczek xx.
Życzę wszystkiego najlepszego wszystkim mamą. Nie wiem czy któraś z moich kochanych czytelniczek jest mamą, a więc życzę wszystkiego naj mamą moich czytelniczek xx.
Druga sprawa jest taka, że kończą mi się niestety szkice, a nie mam kiedy napisać nowego rozdziału, więc nie wiem jak będzie z następnym ;c
Mam nadzieję, że już niedługo będzie lżej i uda mi się coś z siebie wykrzesać.
To do następnego
To do następnego
Wasza Candice xx.