W krainie snu nie było tak źle.
Mogłam spokojnie poukładać sobie to wszystko w głowie. Pomijając to, że mój
‘wybawca’ nadal nie ujawnił imienia to było dobrze. Dziwne jest patrzeć w
znajomą twarz tym samym nie mogąc dopasować do niej imienia. Tak było teraz.
Jakby miała je na końcu języka, a jednocześnie nigdy go nie poznała. To takie…
dziwne. Ale ostatnio wszystko mnie zaskakuje. Nie ma dnia, który byłby
normalny, taki jak niegdyś. Tęsknię za tymi nudnymi porankami, rutynowymi lekcjami
i monotonnymi wieczorami. Teraz wszystko jest takie inne. Musze poznać całkiem
nowy świat. Ale jak to zrobię leżąc w szpitalnym łóżku? Zdecydowanie za często
tu trafiam. Już mi się znudziło.
Przebudziłam się i od razu dobiegły do mnie głosy. Chłopak i dziewczyna. Rozmawiają stosunkowo blisko mnie. Bałam się otworzyć oczy.
- Co ty sobie myślałeś? – odezwał się znajomy damski głos.
- Ekhem… - zaczął najprawdopodobniej, jeszcze przeze mnie nie rozpoznany, chłopak.
- Ja ci powiem, ty NIE myślałeś! – stanowczy głos rozniósł się po sali.
Rozpoznałam dziewczynę, ale nie pasował do jej kruchej postaci ten bezwzględny ton.
- Skąd miałem wiedzieć, że demony – to słowo wypowiedział ciszej od razu mnie zaciekawiając – będą w lesie? – powiedział trochę ostrzej, jakby chciał przekonać Cassie do swojej racji.
- Co nie zmienia faktu, że nie powinieneś jej tam zostawiać samej! – trzymała się swojej wersji.
- Ugh… nie dasz mi przez to żyć? – trochę się wkurzył.
- Tak – jej kategoryczny ton coraz bardziej mnie przeraża. – Nie rozumiesz, że jej potrzebujemy? – mimowolnie zmarszczyłam brwi i po chwili je rozluźniłam, by nie wzbudzić podejrzeń. Zaczęłam słuchać jeszcze uważniej.
- Jakbyś mi dała… - odpowiedział sarkastycznie.
- Chris – skarciła go. – To jest poważna sprawa. Dobrze o tym wiesz.
- Tak, tak. Ona nam jest potrzebna, bez niej nie damy rady, blach, blach, blach – naśladował jej głos.
Mogłam sobie wyobrazić jak mrozi go wzrokiem.
- Do czego jestem potrzebna? – usiadłam na łóżku.
Patrzyłam to na Cassie, to na Chrisa. Oni natomiast swój wzrok skupili na mnie. Widziałam w ich oczach zaniepokojenie, a wręcz strach. Czyli można uznać, że miałam nie usłyszeć tej rozmowy, co za pech *ach te moje sarkastyczne myśli*.
- Czego mi nie mówicie? – odezwałam ponownie, nie uzyskując wcześniej odpowiedzi.
- Eee… - tylko to zdołał z siebie wydusić Chris.
Cassie pomimo, że na to wcale nie wygląda, jest twardsza. Słuchając jej rozmowy miałam wrażenie, że zajmuje jakieś wysokie stanowisko w całej hierarchii Alter Locus. Przyglądała mi się przez chwilę, a potem rzekła:
- Powiedz jej – słowa były skierowane do Denisa (od aut. W roli ścisłości: Denis to nazwisko Chrisa i Josha.), ale jej wzrok skupiony na mnie.
Nagle wyszła. Tak po prostu, zostawiając mnie z chłopakiem sam na sam.
- Więc…? – poczułam złość.
To dotyczyło mnie! A Bóg jeden wie, co oni chcą zrobić. Niby mam wrażenie, że znam ich niebywale długo, ale tak naprawdę ile mogło minąć? Parę dni?
Skrzyżowałam ręce na piersiach i intensywnie wpatrywałam się w Christophera oczekując odpowiedzi. Nawet nie miał tej cholernej odwagi by mi spojrzeć w twarz. Błądził wzrokiem po podłodze. Zaczęło mnie to irytować.
- Powiesz mi wreszcie?! – podniosłam głos zła.
Aparatura zaczęłam pikać coraz szybciej oznajmiając wszem i wobec, że ten oto tu brunet, podniósł mi właśnie ciśnienie. Zamachnęłam się i zwinnym ruchem odłączyłam od siebie wszystkie kabelki. Natręctwa zostawiły na mojej skórze kilka czerwonych plamek i ból, ale nie na tyle silny, abym miała się nim przejąć.
Wreszcie na mnie spojrzał. Naprawdę musiałam sprawić, że maszyny wydadzą długi pisk oznaczający nie wyczuwanie pulsu u pacjenta, by na mnie spojrzał? Patrzył szeroko otwartymi oczami. Spoglądał to w moje oczy, to na zaczerwienienia. Ta chwila ciszy dłużyła się w nieskończoność. Cała ta sytuacja strasznie mnie denerwowała. Miałam wrażenie, że chce powiedzieć, ale nie może się przełamać. Wszystko we mnie się gotowało. Nie wiem czy słusznie, ale teraz to nie ma znaczenia.
- Chris! – chyba po raz pierwszy wypowiedziałam jego imię na głos. A może po prostu coś mi umknęło?
- Melissa! Postradałaś zmysły!? Co ty wyprawiasz?! – do pomieszczenia wpadła przestraszona Irma.
Przewróciłam oczami.
- Musisz stąd wyjść – zwróciła się do Chris. Przeklęłam ją w myślach, teraz już się nie dowiem.
W sumie mogłam się domyślić, że kto tu przyjdzie po tym jak odłączę aparaturę. Może właśnie na to czekał? Ugh… głupia ja.
- Nic mi nie jest – stwierdziłam twardym głosem, odprowadzając wzrokiem chłopaka.
Wyszedł.
- Powiesz mi co się dzieje? – spytała już łagodniejszym tonem.
- Nic się nie dzieje – odpowiedziałam naburmuszona.
Na twarzy Weis pojawił się grymas niezadowolenia, nie o to jej chodziło.
- Nie rób ze mnie idiotki - majstrowała przy różnych kabelkach.
Z uwagą obserwowałam jej poczynania. Wzięła moją rękę i z powrotem przymocowała urządzenie. W sali rozległo się pikanie. Raz szybciej, raz wolniej. Irma spojrzała się na mnie wilkiem.
- Widzę, że coś się dzieje – powiedziała to tak, że miałam to odebrać zarówno w przenośni, jak i całkiem dosłownie.
Poddałam się. Ona była w tym momencie jedyną osobą, której mogłam się wyżalić, ale czy mogę jej powiedzieć?
Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że siedzę, patrzę w przestrzeń i nic nie mówię. Taka zawiecha.
- Dobra, jak chcesz… - odparła zawiedziona moim postępowaniem. Zdecydowanie mi to nie pomogło, ale to przecież moja wina. – Nie myśl sobie, że odpuszczę. Dowiem się co się dzieje – nie wiem czy miałam to odebrać jako groźbę, obietnicę czy może coś jeszcze innego.
Po tych słowach po prostu wyszła zostawiając mnie z głuchym pikaniem. Już przestałam nawet na niego zwracać uwagę. Opadłam ciężko na poduszkę. Kiedy spojrzałam w lewo zobaczyłam lilię. Tą samą, którą ‘wyczarował’ mi Chris poprzedniego dnia. A przynajmniej myślę, że to było wczoraj. Bo nie mam pojęcia jaki dziś dzień. Może odleciałam na dłużej?
Zapatrzyłam się na kwiat. Obok leżał liścik. Schyliłam się po niego. Otworzyłam i moim oczom pojawiło się krótkie zdanie:
Przebudziłam się i od razu dobiegły do mnie głosy. Chłopak i dziewczyna. Rozmawiają stosunkowo blisko mnie. Bałam się otworzyć oczy.
- Co ty sobie myślałeś? – odezwał się znajomy damski głos.
- Ekhem… - zaczął najprawdopodobniej, jeszcze przeze mnie nie rozpoznany, chłopak.
- Ja ci powiem, ty NIE myślałeś! – stanowczy głos rozniósł się po sali.
Rozpoznałam dziewczynę, ale nie pasował do jej kruchej postaci ten bezwzględny ton.
- Skąd miałem wiedzieć, że demony – to słowo wypowiedział ciszej od razu mnie zaciekawiając – będą w lesie? – powiedział trochę ostrzej, jakby chciał przekonać Cassie do swojej racji.
- Co nie zmienia faktu, że nie powinieneś jej tam zostawiać samej! – trzymała się swojej wersji.
- Ugh… nie dasz mi przez to żyć? – trochę się wkurzył.
- Tak – jej kategoryczny ton coraz bardziej mnie przeraża. – Nie rozumiesz, że jej potrzebujemy? – mimowolnie zmarszczyłam brwi i po chwili je rozluźniłam, by nie wzbudzić podejrzeń. Zaczęłam słuchać jeszcze uważniej.
- Jakbyś mi dała… - odpowiedział sarkastycznie.
- Chris – skarciła go. – To jest poważna sprawa. Dobrze o tym wiesz.
- Tak, tak. Ona nam jest potrzebna, bez niej nie damy rady, blach, blach, blach – naśladował jej głos.
Mogłam sobie wyobrazić jak mrozi go wzrokiem.
- Do czego jestem potrzebna? – usiadłam na łóżku.
Patrzyłam to na Cassie, to na Chrisa. Oni natomiast swój wzrok skupili na mnie. Widziałam w ich oczach zaniepokojenie, a wręcz strach. Czyli można uznać, że miałam nie usłyszeć tej rozmowy, co za pech *ach te moje sarkastyczne myśli*.
- Czego mi nie mówicie? – odezwałam ponownie, nie uzyskując wcześniej odpowiedzi.
- Eee… - tylko to zdołał z siebie wydusić Chris.
Cassie pomimo, że na to wcale nie wygląda, jest twardsza. Słuchając jej rozmowy miałam wrażenie, że zajmuje jakieś wysokie stanowisko w całej hierarchii Alter Locus. Przyglądała mi się przez chwilę, a potem rzekła:
- Powiedz jej – słowa były skierowane do Denisa (od aut. W roli ścisłości: Denis to nazwisko Chrisa i Josha.), ale jej wzrok skupiony na mnie.
Nagle wyszła. Tak po prostu, zostawiając mnie z chłopakiem sam na sam.
- Więc…? – poczułam złość.
To dotyczyło mnie! A Bóg jeden wie, co oni chcą zrobić. Niby mam wrażenie, że znam ich niebywale długo, ale tak naprawdę ile mogło minąć? Parę dni?
Skrzyżowałam ręce na piersiach i intensywnie wpatrywałam się w Christophera oczekując odpowiedzi. Nawet nie miał tej cholernej odwagi by mi spojrzeć w twarz. Błądził wzrokiem po podłodze. Zaczęło mnie to irytować.
- Powiesz mi wreszcie?! – podniosłam głos zła.
Aparatura zaczęłam pikać coraz szybciej oznajmiając wszem i wobec, że ten oto tu brunet, podniósł mi właśnie ciśnienie. Zamachnęłam się i zwinnym ruchem odłączyłam od siebie wszystkie kabelki. Natręctwa zostawiły na mojej skórze kilka czerwonych plamek i ból, ale nie na tyle silny, abym miała się nim przejąć.
Wreszcie na mnie spojrzał. Naprawdę musiałam sprawić, że maszyny wydadzą długi pisk oznaczający nie wyczuwanie pulsu u pacjenta, by na mnie spojrzał? Patrzył szeroko otwartymi oczami. Spoglądał to w moje oczy, to na zaczerwienienia. Ta chwila ciszy dłużyła się w nieskończoność. Cała ta sytuacja strasznie mnie denerwowała. Miałam wrażenie, że chce powiedzieć, ale nie może się przełamać. Wszystko we mnie się gotowało. Nie wiem czy słusznie, ale teraz to nie ma znaczenia.
- Chris! – chyba po raz pierwszy wypowiedziałam jego imię na głos. A może po prostu coś mi umknęło?
- Melissa! Postradałaś zmysły!? Co ty wyprawiasz?! – do pomieszczenia wpadła przestraszona Irma.
Przewróciłam oczami.
- Musisz stąd wyjść – zwróciła się do Chris. Przeklęłam ją w myślach, teraz już się nie dowiem.
W sumie mogłam się domyślić, że kto tu przyjdzie po tym jak odłączę aparaturę. Może właśnie na to czekał? Ugh… głupia ja.
- Nic mi nie jest – stwierdziłam twardym głosem, odprowadzając wzrokiem chłopaka.
Wyszedł.
- Powiesz mi co się dzieje? – spytała już łagodniejszym tonem.
- Nic się nie dzieje – odpowiedziałam naburmuszona.
Na twarzy Weis pojawił się grymas niezadowolenia, nie o to jej chodziło.
- Nie rób ze mnie idiotki - majstrowała przy różnych kabelkach.
Z uwagą obserwowałam jej poczynania. Wzięła moją rękę i z powrotem przymocowała urządzenie. W sali rozległo się pikanie. Raz szybciej, raz wolniej. Irma spojrzała się na mnie wilkiem.
- Widzę, że coś się dzieje – powiedziała to tak, że miałam to odebrać zarówno w przenośni, jak i całkiem dosłownie.
Poddałam się. Ona była w tym momencie jedyną osobą, której mogłam się wyżalić, ale czy mogę jej powiedzieć?
Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że siedzę, patrzę w przestrzeń i nic nie mówię. Taka zawiecha.
- Dobra, jak chcesz… - odparła zawiedziona moim postępowaniem. Zdecydowanie mi to nie pomogło, ale to przecież moja wina. – Nie myśl sobie, że odpuszczę. Dowiem się co się dzieje – nie wiem czy miałam to odebrać jako groźbę, obietnicę czy może coś jeszcze innego.
Po tych słowach po prostu wyszła zostawiając mnie z głuchym pikaniem. Już przestałam nawet na niego zwracać uwagę. Opadłam ciężko na poduszkę. Kiedy spojrzałam w lewo zobaczyłam lilię. Tą samą, którą ‘wyczarował’ mi Chris poprzedniego dnia. A przynajmniej myślę, że to było wczoraj. Bo nie mam pojęcia jaki dziś dzień. Może odleciałam na dłużej?
Zapatrzyłam się na kwiat. Obok leżał liścik. Schyliłam się po niego. Otworzyłam i moim oczom pojawiło się krótkie zdanie:
„Nie
rób tego więcej. J”
Od razu przypomniał mi się
chłopak, który mnie uratował. Chodziło mu o to, że byłam sama w lesie? Miałam
więcej nie spacerować samotnie po nocach? Martwił się o mnie?
Na mojej twarzy mimowolnie pojawił się uśmiech. Pozwoliłam, by wszystkie negatywne emocje przepadły. Wciąż patrzyłam na zgrabnie napisane „J” na końcu. Podpis.
Nagle w mojej głowie zaczęły składać się literki. Jak ja mogłam go nie pamiętać. Ale dlaczego mnie uratował? Dopiero co byłam przez niego cała mokra. Jest arogancki, bawi się każdą dziewczyną. Może ze mną też się w coś zabawia? Czy to kolejna gra?
Moje domysły nie wpłynęły dobrze na mój puls. Ponownie zaczął wariować. Zgniotłam kartkę, tworząc kulkę papieru i rzuciłam ją gniewnie o przeciwległą ścianę. Zacisnęłam zęby. Chciało mi się wreszcie, ale nie chciałam sprowadzić tutaj ponownie jednej z pielęgniarek. Z moim szczęściem pojawiłaby się Irma z kolejną dawką pytań. Kiedy zdałam sobie sprawę, że zaciskam pięści tak mocno, że paznokcie wbijają mi się w skórę zostawiając ślady, zmusiłam się do rozluźnienia dłoni, co wcale nie oznaczało ukojenia nerwów.
Drzwi się otworzyły, a w nich pojawił się brunet. Wyglądał jakby podchodził właśnie do dzikiego zwierzęcia i bał się, że zostanie zaatakowany. I dobrze. Boi się mnie. Spojrzałam na niego z wyższością. Wiedział, że czekam na wyjaśnienia. Podszedł bliżej.
- Jesteś mi, NAM potrzebna – szybko poprawił „mi” na „nam” dając nacisk na to ostatnie.
- Domyślam się – powiedziałam niewzruszona, ale tylko pozornie.
Chłopak wyglądał jakby właśnie bił się z myślami. Zmarszczyłam delikatnie brwi.
- Bo… no…jesteśmy… jakby to ująć… sobie zapisani? W sensie dosłownym.
Miałam wrażenie, że moje oczy wyjdą na wierzch. Wiedziałam, że muszą teraz wyglądać jak dwa spodki, ale nie umiałam ukryć zdziwienia. W sumie to mój los nie był taki tragiczny. Chris był przystojny, ale te jego słowa… jak to byłam mu zapisana?
Na mojej twarzy mimowolnie pojawił się uśmiech. Pozwoliłam, by wszystkie negatywne emocje przepadły. Wciąż patrzyłam na zgrabnie napisane „J” na końcu. Podpis.
Nagle w mojej głowie zaczęły składać się literki. Jak ja mogłam go nie pamiętać. Ale dlaczego mnie uratował? Dopiero co byłam przez niego cała mokra. Jest arogancki, bawi się każdą dziewczyną. Może ze mną też się w coś zabawia? Czy to kolejna gra?
Moje domysły nie wpłynęły dobrze na mój puls. Ponownie zaczął wariować. Zgniotłam kartkę, tworząc kulkę papieru i rzuciłam ją gniewnie o przeciwległą ścianę. Zacisnęłam zęby. Chciało mi się wreszcie, ale nie chciałam sprowadzić tutaj ponownie jednej z pielęgniarek. Z moim szczęściem pojawiłaby się Irma z kolejną dawką pytań. Kiedy zdałam sobie sprawę, że zaciskam pięści tak mocno, że paznokcie wbijają mi się w skórę zostawiając ślady, zmusiłam się do rozluźnienia dłoni, co wcale nie oznaczało ukojenia nerwów.
Drzwi się otworzyły, a w nich pojawił się brunet. Wyglądał jakby podchodził właśnie do dzikiego zwierzęcia i bał się, że zostanie zaatakowany. I dobrze. Boi się mnie. Spojrzałam na niego z wyższością. Wiedział, że czekam na wyjaśnienia. Podszedł bliżej.
- Jesteś mi, NAM potrzebna – szybko poprawił „mi” na „nam” dając nacisk na to ostatnie.
- Domyślam się – powiedziałam niewzruszona, ale tylko pozornie.
Chłopak wyglądał jakby właśnie bił się z myślami. Zmarszczyłam delikatnie brwi.
- Bo… no…jesteśmy… jakby to ująć… sobie zapisani? W sensie dosłownym.
Miałam wrażenie, że moje oczy wyjdą na wierzch. Wiedziałam, że muszą teraz wyglądać jak dwa spodki, ale nie umiałam ukryć zdziwienia. W sumie to mój los nie był taki tragiczny. Chris był przystojny, ale te jego słowa… jak to byłam mu zapisana?
------------------------------------------------------------------------
Hej Miśki!
Nie jestem do końca zadowolona z tego rozdziału, szczególnie z końcówki, bo nie umiałam jej ująć w słowa, ale za to kilka rzeczy się wyjaśniło. Nie byłabym sobą nie kończąc w taki oto sposób. Mam nadzieję, że po przeczytaniu w waszych głowach pojawiły się kolejne pytania. Podzielcie się nimi. A może macie jakieś propozycje? Co oznacza, że oni są sobie zapisani? Ktoś już się domyśla? :)
Tli się we mnie nadzieja, że pojawią się tu komentarze i że zobaczę Waszą aktywność w sondzie po prawo ;) Liczę na Was Kochani ;*
Do następnego,
Wasza Candice;**
Ps. W zakładce „Bohaterowie” pojawiła się Irma ;]
Pss. Jest pewna osoba, która niezwykle mnie zmotywowała. Greg Zwolinski – twoje komentarze są cudowne ;*
Ale nie myślcie, że tylko komentuje wspaniale! Spod jego pióra wychodzą wspaniałe historie, od których nie mogę się oderwać, mam nadzieję, że z Wami też tak będzie. Serdecznie polecam: http://sila-przeznaczenia.blogspot.com/
Nie jestem do końca zadowolona z tego rozdziału, szczególnie z końcówki, bo nie umiałam jej ująć w słowa, ale za to kilka rzeczy się wyjaśniło. Nie byłabym sobą nie kończąc w taki oto sposób. Mam nadzieję, że po przeczytaniu w waszych głowach pojawiły się kolejne pytania. Podzielcie się nimi. A może macie jakieś propozycje? Co oznacza, że oni są sobie zapisani? Ktoś już się domyśla? :)
Tli się we mnie nadzieja, że pojawią się tu komentarze i że zobaczę Waszą aktywność w sondzie po prawo ;) Liczę na Was Kochani ;*
Do następnego,
Wasza Candice;**
Ps. W zakładce „Bohaterowie” pojawiła się Irma ;]
Pss. Jest pewna osoba, która niezwykle mnie zmotywowała. Greg Zwolinski – twoje komentarze są cudowne ;*
Ale nie myślcie, że tylko komentuje wspaniale! Spod jego pióra wychodzą wspaniałe historie, od których nie mogę się oderwać, mam nadzieję, że z Wami też tak będzie. Serdecznie polecam: http://sila-przeznaczenia.blogspot.com/
Jakie to jest świetne! Chris jest uroczy gdy tak się jaką :) Teraz przez Jamesa jestem rozdarta pomiędzy nim a Chrisem :< Ciekawe kogo wybierze Mellisa :3
OdpowiedzUsuńCudowny rozdział, czekam na nexta i zapraszam do mnie na 5 ;)
zacny rozdział kochanie :*
OdpowiedzUsuńCo ja mogę powiedzieć? Chyba to co zwykle bo rozdział jest oczywiście cudowny *.*
OdpowiedzUsuńNo niby trochę się wyjaśniło, ale pytań dalej wiele, dlatego z niecierpliwością czekam na kolejny :)
James vs Chris... teraz to już nie wiem :)
@aania46
Chris jest cudowny ^^ Ale są sobie przeznaczeni!? Serio?! Uuuu ciekawie, ciekawie :D Wprowadzasz tyle napięcia, newsów i emocji, że ja już na serio nie wyrabiam :P Ale uwielbiam tego bloga :D Już nie moge się doczekać kolejnego rozdziału!!!! *.*
OdpowiedzUsuńOk, no to zabieram się za czytanie Twojego opowiadania od początku :) jak skończę na pewno napiszę swoją opinię, a tymczasem zapraszam cię na uwierzwmilosc.blogspot.com i dziękuję za wcześniejszy komentarz, u mnie nowy rozdział ;)
OdpowiedzUsuńhttp://you-and-me-opowiadanie.blogspot.com/ mam nadzieję że ktoś przeczyta ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję <3
OdpowiedzUsuńNie spodziewałem się, że o mnie wspomnisz...
A ja tak powoli czytam. :(( Przepraszam..
Rozdział genialny jak zwykle... zastanawiam się czy to pisać, bo jak ty to napisałaś, to wiadome, że będzie się wspaniale czytać ^^
Nie żeby coś, ale kurde myślałem, że to będzie ten wredny i wkurzający mnie chłopak :D Mam nadzieje, że będzie z tym "zapisanym" - przeznaczonym sobie, jak myślę chłopakiem. Będzie mimowolnie ich coś do siebie ciągnęło. Miłość, a tym bardziej przeznaczona, taka jest...
Ale czy oni będą razem ? Ten demon ? Strasznie i to na prawdę denerwuje mnie chłopak który ją uratował, ale może ona bardziej będzie wolała jego ?
Mówisz, że się nie udał ???
To ja ci powiem, że chciałbym, żeby mi się tak rozdziały "nie udawały". :)
Wszystko tu jest świetnie dopracowane...Ta pielęgniarka. Każdy moment. Muszę przyznać, że ty to na prawdę masz do tego głowę :D
Biegnę do następnego :*