Nie wiadomo kiedy zasnęłam.
Miałam dość kolejnego dnia po rząd. Jutro mam się stawić na jakimś cholernym
zebraniu. Niby jak ja to zrobię wciąż będą na szpitalnym łóżku?! „Załatwię to”,
jego głos brzmiał mi w głowie jeszcze przez pewien czas. Przed oczami miałam
jego wielkie, brązowe oczy wpatrzone we mnie, gdy oznajmiał mi, że będziemy
razem. Dziwny początek znajomości. On to wiedział. Ale sama chciałam, żeby mi
powiedział. Nie jego wina. Rozmawiając z nim odnosiłam wrażenie, że czuje się
winny tego, że Rada, jak to nazwał, podjęła taką decyzję. Oznajmił mi, że po
zebraniu mnie porywa. Nie ukrywam, że mi się to podoba.
Moje jakże głębokie przemyślenia przerwał sen. Nie mam pojęcia jak funkcjonuje mój organizm. Moje sny są jakby bardziej realne. I nie, nie chodzi o to, że mam wrażenie, że to zwykły dzień tylko wydaje mi się, że faktycznie to przeżywam. Rozumiecie mnie? Nie robię w nim nic zwyczajnego. Wydarzenia tam są ostatnio przerażające, a po tym co mi się ostatnio stało, mam wrażenie, że są prawdziwe. Dopóki się nie obudzę.
Zapadła ciemność. Nie miałam pojęcia czy nic wokół mnie nie było, czy ktoś mnie oślepił. Po prostu nic nie widziałam. Próbowałam iść przed siebie. O nic się nie potykałam, nic się nie działo, więc podążałam dalej. Nagle poczułam silny ból w ramieniu. Odruchowo chciałam zobaczyć co się stało. Zdałam sobie sprawę, że oczy mam zamknięte. Chciałam je otworzyć, ale próby spełzły na niczym. Moje powieki były zszyte grubymi nićmi. Byłam przerażona. Chciałam krzyknąć. Również nie mogłam. Czułam się tak beznadziejnie bezsilna. Fakt, że moje usta też były zszyte już mnie nie zdziwił, jedynie bardziej przeraził. Dodatkowo, przez niewielkie szparki między szwami, zauważyłam ogień. Nie takie tak ognisko w lesie, albo ogień w kominku. To był żywy ogień na moim ciele. Parzył mnie całą. Zawładnął moim umysłem. Czułam jakby on również płonął. Upadłam na kolana. Chciałam się wydrzeć, jakby to miało mi w jakiś sposób pomóc. Zdałam sobie sprawę z czegoś co przepełniło mnie strachem jeszcze bardziej. Wyglądało na to, że byłam potraktowana jak trup i spalona jak wiedźma w średniowieczu, posądzona o zawarcie paktu z diabłem. Mój cholerny umysł musiał mi o tym przypomnieć. O tym, że nieboszczykom zszywa się powieki i usta, by podczas pogrzebu się nie otworzyły i o tym, że czarownice palono na stosach żywcem. Czujecie tą ironię? Jestem Altersem. Może w średniowieczu nie było wiedźm, tylko Altersi? Może ja też potrafię czarować? Może dlatego tylko wtajemniczeni zdają sobie sprawę z ich istnienia, bo znów wylądowaliby na stosach?
Usłyszałam ten makabryczny śmiech. Śmiech, który wydawał sprawca tych wszystkich obrzydliwych obrażeń na moim ciele. Śmiech, który będzie mnie prześladował przez długi czas. Przez szczelinki pomiędzy powiekami zobaczyłam istotę z lasu. Śmiała się i śmiała, a ja miała ochotę krzyczeć. To wydawało się rozśmieszać ją jeszcze bardziej. Zanosiła się straszliwym śmiechem coraz bardziej, a ja marzyłam by obudzić się z tego snu jak najszybciej. Wydzierałam się wewnętrznie. Nagle przebudziłam się cała zlana potem. Wokół mnie panowała ciemność, a ja nadal siedziałam na szpitalnym łóżku. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, a mój wzrok zatrzymał się na rozprzestrzeniającej się po białej pościeli plamie krwi. Zdałam sobie sprawę, że to musi być moja krew. Cała zesztywniałam, nie mogłam poruszyć żadną częścią ciała. Jakby coś chciało, bym widziała jak ulatuje ze mnie życie. Znów usłyszałam ten wstrętny śmiech. Tym razem przestraszyłam się jeszcze bardziej. Jak on mnie znalazł? Jak dostał się do szpitala w środku nocy? Czy nikt mnie tu do jasnej cholery nie pilnuje? Zaczęłam krzyczeć ile miałam sił w płucach. Moje przeraźliwe próby nawiązania kontaktu z kimkolwiek sprawiały, że ten potwór śmiał się coraz bardziej, ja natomiast zalewałam się łzami i krzyczałam dalej. Zbliżał się do mnie. Czułam, że zdarła sobie gardło, a nadal nie widziałam żadnej oznaki życia. W pobliżu nie było nikogo, a ja wciąż byłam unieruchomiona. Poczułam chłód. Taki jak wtedy, kiedy szłam do Graise. Zaczęłam szlochać coraz bardziej, a zimno się zbliżało. Nieoczekiwanie poczułam lodowaty dotyk monstrum, który przeszył moje ciało. Czułam jak zamarzam. Kiedy moje ciało, najprawdopodobniej uzyskało temperaturę, przy której powinnam już nie żyć, gwałtownie się obudziłam. Byłam zalana potem. Nie byłam już zimna. Było mi wręcz gorąco. Za szybą widziałam światło i cienie pielęgniarek. Trochę się uspokoiłam, co nie zmieniło faktu, że moje serce biło jak oszalałe. To nie jest normalne. Wcześniej nie miałam takich snów. Schowałam twarz w dłonie próbując się uspokoić. Kiedy mój oddech i serce pracowały już w normalnym tempie, poczułam na sobie czyiś wzrok. Modliłam się, by to mi się tylko wydawało. Ostrożnie podniosłam wzrok. W rogu pomieszczenia, na białym krześle siedział chłopak i mi się przyglądam. Ukłucie lęku znów mnie dopadło. Momentalnie oddaliłam się i wbiłam swoje ciało w poduszkę by być dalej od niego.
- Nie bój się – powiedział ten sam głos co poprzednio.
Zdawałam sobie sprawę, że ta sama osoba zostawiła liścik. To „J”. Właśnie. J… i co dalej?
Nie odezwałam się. Wstał. Podszedł bliżej tak, by światło księżyca wpadające przez okno oświetlało jego twarz. Była znajoma, ale za żadne skarby nie mogłam dopasować do niej imienia. J…
- Błagam, pamiętaj mnie – odezwał się.
Patrzyłam na niego ze zmarszczonymi brwiami. Nie rozumiałam sytuacji, ale czułam jakby mój mózg opuszczała jakaś siła, która zasłaniała mi wszystkie wspomnienia związane z nim. Kilka przelotnych uśmiechów, piękne, brązowe oczy i nic więcej. Jakby chmura nie chciała odejść i odsłonić najważniejszego.
Zrobił krok do przodu, a ja mimowolnie drgnęłam.
- Proszę cię, nie bój się. Błagam – patrzyłam na niego szeroko otwartymi, przerażonymi oczami. Nie wiem czy bałam się jego, czy mojej niewiedzy.
Odczekał chwilę i nie spuszczają ze mnie wzroku, zrobił kolejny krok. Uderzył o cos na podłodze wydając cichy dźwięk, który w tym pustym, cichym pomieszczeniu miał miarę wybuchu. Usłyszałam poruszenie na szpitalnym korytarzu. Zaraz ktoś tu się pojawi. Co z nim? Może tu być prawda?
Miałam rację. Nie minęła minuta i do pomieszczenia wpadła Irma. Jej wzrok od razu padł na mnie.
- Mel, Skarbie, obudziłaś się – powiedziała, jakby na to właśnie czekała. Jej mina była zdecydowanie dziwna. Nie miałam pojęcia co się dzieje. Wyglądała jakby miała mi coś ważnego do przekazania. Zaczęłam się niecierpliwie kręcić.
- Ty jeszcze nie śpisz? – zwróciła się do chłopaka, on pokiwał głową. – Idź się napij kawy, James.
W mojej głowie zaświeciła się lampka. To jest James. Już pamiętam. Spojrzałam na niego, a on dokładnie analizował moją reakcję. Właśnie zdałam sobie sprawę, że dopiero co miałam odruchy wymiotne widząc go, a on na każdym kroku podwyższał mi ciśnienie. A teraz? Uratował mnie?! To nie miało sensu.
- Wy się znacie? – to były moje pierwsze słowa.
Irma uśmiechnęła się kwaśno i wygoniła Jamesa na korytarz. Ze stoickim spokojem zbliżyłam się do mnie, w czasie gdy ja nerwowo ją obserwowałam. Przycupnęła na skraju łóżka. Wysiliła się na uśmiech. Nie miała pojęcia o co może chodzić.
- Jesteś jedną z nich prawda? – serce podskoczyło mi do gardła.
Moje oczy musiały wyglądać jak dwa spodki. Głośno przełknęłam ślinę i wpatrywałam się w nią ze strachem w oczach, który zdecydowanie za często dziś mi towarzyszył.
Moje jakże głębokie przemyślenia przerwał sen. Nie mam pojęcia jak funkcjonuje mój organizm. Moje sny są jakby bardziej realne. I nie, nie chodzi o to, że mam wrażenie, że to zwykły dzień tylko wydaje mi się, że faktycznie to przeżywam. Rozumiecie mnie? Nie robię w nim nic zwyczajnego. Wydarzenia tam są ostatnio przerażające, a po tym co mi się ostatnio stało, mam wrażenie, że są prawdziwe. Dopóki się nie obudzę.
Zapadła ciemność. Nie miałam pojęcia czy nic wokół mnie nie było, czy ktoś mnie oślepił. Po prostu nic nie widziałam. Próbowałam iść przed siebie. O nic się nie potykałam, nic się nie działo, więc podążałam dalej. Nagle poczułam silny ból w ramieniu. Odruchowo chciałam zobaczyć co się stało. Zdałam sobie sprawę, że oczy mam zamknięte. Chciałam je otworzyć, ale próby spełzły na niczym. Moje powieki były zszyte grubymi nićmi. Byłam przerażona. Chciałam krzyknąć. Również nie mogłam. Czułam się tak beznadziejnie bezsilna. Fakt, że moje usta też były zszyte już mnie nie zdziwił, jedynie bardziej przeraził. Dodatkowo, przez niewielkie szparki między szwami, zauważyłam ogień. Nie takie tak ognisko w lesie, albo ogień w kominku. To był żywy ogień na moim ciele. Parzył mnie całą. Zawładnął moim umysłem. Czułam jakby on również płonął. Upadłam na kolana. Chciałam się wydrzeć, jakby to miało mi w jakiś sposób pomóc. Zdałam sobie sprawę z czegoś co przepełniło mnie strachem jeszcze bardziej. Wyglądało na to, że byłam potraktowana jak trup i spalona jak wiedźma w średniowieczu, posądzona o zawarcie paktu z diabłem. Mój cholerny umysł musiał mi o tym przypomnieć. O tym, że nieboszczykom zszywa się powieki i usta, by podczas pogrzebu się nie otworzyły i o tym, że czarownice palono na stosach żywcem. Czujecie tą ironię? Jestem Altersem. Może w średniowieczu nie było wiedźm, tylko Altersi? Może ja też potrafię czarować? Może dlatego tylko wtajemniczeni zdają sobie sprawę z ich istnienia, bo znów wylądowaliby na stosach?
Usłyszałam ten makabryczny śmiech. Śmiech, który wydawał sprawca tych wszystkich obrzydliwych obrażeń na moim ciele. Śmiech, który będzie mnie prześladował przez długi czas. Przez szczelinki pomiędzy powiekami zobaczyłam istotę z lasu. Śmiała się i śmiała, a ja miała ochotę krzyczeć. To wydawało się rozśmieszać ją jeszcze bardziej. Zanosiła się straszliwym śmiechem coraz bardziej, a ja marzyłam by obudzić się z tego snu jak najszybciej. Wydzierałam się wewnętrznie. Nagle przebudziłam się cała zlana potem. Wokół mnie panowała ciemność, a ja nadal siedziałam na szpitalnym łóżku. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, a mój wzrok zatrzymał się na rozprzestrzeniającej się po białej pościeli plamie krwi. Zdałam sobie sprawę, że to musi być moja krew. Cała zesztywniałam, nie mogłam poruszyć żadną częścią ciała. Jakby coś chciało, bym widziała jak ulatuje ze mnie życie. Znów usłyszałam ten wstrętny śmiech. Tym razem przestraszyłam się jeszcze bardziej. Jak on mnie znalazł? Jak dostał się do szpitala w środku nocy? Czy nikt mnie tu do jasnej cholery nie pilnuje? Zaczęłam krzyczeć ile miałam sił w płucach. Moje przeraźliwe próby nawiązania kontaktu z kimkolwiek sprawiały, że ten potwór śmiał się coraz bardziej, ja natomiast zalewałam się łzami i krzyczałam dalej. Zbliżał się do mnie. Czułam, że zdarła sobie gardło, a nadal nie widziałam żadnej oznaki życia. W pobliżu nie było nikogo, a ja wciąż byłam unieruchomiona. Poczułam chłód. Taki jak wtedy, kiedy szłam do Graise. Zaczęłam szlochać coraz bardziej, a zimno się zbliżało. Nieoczekiwanie poczułam lodowaty dotyk monstrum, który przeszył moje ciało. Czułam jak zamarzam. Kiedy moje ciało, najprawdopodobniej uzyskało temperaturę, przy której powinnam już nie żyć, gwałtownie się obudziłam. Byłam zalana potem. Nie byłam już zimna. Było mi wręcz gorąco. Za szybą widziałam światło i cienie pielęgniarek. Trochę się uspokoiłam, co nie zmieniło faktu, że moje serce biło jak oszalałe. To nie jest normalne. Wcześniej nie miałam takich snów. Schowałam twarz w dłonie próbując się uspokoić. Kiedy mój oddech i serce pracowały już w normalnym tempie, poczułam na sobie czyiś wzrok. Modliłam się, by to mi się tylko wydawało. Ostrożnie podniosłam wzrok. W rogu pomieszczenia, na białym krześle siedział chłopak i mi się przyglądam. Ukłucie lęku znów mnie dopadło. Momentalnie oddaliłam się i wbiłam swoje ciało w poduszkę by być dalej od niego.
- Nie bój się – powiedział ten sam głos co poprzednio.
Zdawałam sobie sprawę, że ta sama osoba zostawiła liścik. To „J”. Właśnie. J… i co dalej?
Nie odezwałam się. Wstał. Podszedł bliżej tak, by światło księżyca wpadające przez okno oświetlało jego twarz. Była znajoma, ale za żadne skarby nie mogłam dopasować do niej imienia. J…
- Błagam, pamiętaj mnie – odezwał się.
Patrzyłam na niego ze zmarszczonymi brwiami. Nie rozumiałam sytuacji, ale czułam jakby mój mózg opuszczała jakaś siła, która zasłaniała mi wszystkie wspomnienia związane z nim. Kilka przelotnych uśmiechów, piękne, brązowe oczy i nic więcej. Jakby chmura nie chciała odejść i odsłonić najważniejszego.
Zrobił krok do przodu, a ja mimowolnie drgnęłam.
- Proszę cię, nie bój się. Błagam – patrzyłam na niego szeroko otwartymi, przerażonymi oczami. Nie wiem czy bałam się jego, czy mojej niewiedzy.
Odczekał chwilę i nie spuszczają ze mnie wzroku, zrobił kolejny krok. Uderzył o cos na podłodze wydając cichy dźwięk, który w tym pustym, cichym pomieszczeniu miał miarę wybuchu. Usłyszałam poruszenie na szpitalnym korytarzu. Zaraz ktoś tu się pojawi. Co z nim? Może tu być prawda?
Miałam rację. Nie minęła minuta i do pomieszczenia wpadła Irma. Jej wzrok od razu padł na mnie.
- Mel, Skarbie, obudziłaś się – powiedziała, jakby na to właśnie czekała. Jej mina była zdecydowanie dziwna. Nie miałam pojęcia co się dzieje. Wyglądała jakby miała mi coś ważnego do przekazania. Zaczęłam się niecierpliwie kręcić.
- Ty jeszcze nie śpisz? – zwróciła się do chłopaka, on pokiwał głową. – Idź się napij kawy, James.
W mojej głowie zaświeciła się lampka. To jest James. Już pamiętam. Spojrzałam na niego, a on dokładnie analizował moją reakcję. Właśnie zdałam sobie sprawę, że dopiero co miałam odruchy wymiotne widząc go, a on na każdym kroku podwyższał mi ciśnienie. A teraz? Uratował mnie?! To nie miało sensu.
- Wy się znacie? – to były moje pierwsze słowa.
Irma uśmiechnęła się kwaśno i wygoniła Jamesa na korytarz. Ze stoickim spokojem zbliżyłam się do mnie, w czasie gdy ja nerwowo ją obserwowałam. Przycupnęła na skraju łóżka. Wysiliła się na uśmiech. Nie miała pojęcia o co może chodzić.
- Jesteś jedną z nich prawda? – serce podskoczyło mi do gardła.
Moje oczy musiały wyglądać jak dwa spodki. Głośno przełknęłam ślinę i wpatrywałam się w nią ze strachem w oczach, który zdecydowanie za często dziś mi towarzyszył.
------------------------------------------------------------
Hej Miśki!
I jak oceniacie kolejny rozdział? Miło się czytało? Przynajmniej choć trochę Was zaciekawiłam? Mam nadzieję, że tak. Gwałćcie reakcje na dole i piszcie komentarze, nie obrażę się. Oczywiście dziękuję Wam za wcześniejsze komentarze, bardzo motywują. Jesteście kochani!
Oczywiście przypominam o sondach, które stosunkowo niedawno pojawiły się na moim blogu. GŁOSUJCIE!
Buziaki,
Wasza Candice xoxo
I jak oceniacie kolejny rozdział? Miło się czytało? Przynajmniej choć trochę Was zaciekawiłam? Mam nadzieję, że tak. Gwałćcie reakcje na dole i piszcie komentarze, nie obrażę się. Oczywiście dziękuję Wam za wcześniejsze komentarze, bardzo motywują. Jesteście kochani!
Oczywiście przypominam o sondach, które stosunkowo niedawno pojawiły się na moim blogu. GŁOSUJCIE!
Buziaki,
Wasza Candice xoxo
To Mel miała sen w śnie? Bo trochę się tam pogubiłam ;p
OdpowiedzUsuńA tak poza tym to rozdział jest super - jak zawsze zresztą - tylko czemu taki krótki? ;__; Chce się więcej i więcej a tu bum. Koniec.
Pozdrawiam cieplutko xoxo
no Incepcja ^.^
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział. Jestem ciekawa co z Jamesem i w ogóle. aaaa
Czekam na następny. Buziaki :) xx
@aania46
Ooo...mam nadrabiania, mam nadzieję, że się wyrobię:)
OdpowiedzUsuńPoszłaś do przodu z całą fabułą, podoba mi się^^ Oj tak , mnie tam zaciekawiłaś, choć jestem zielona, bo dawno mnie tu nie było:/ Tak to jest, gdy komp pada a ty zostajesz w czarnyj...Dziurze!
Pozdrawiam i czekam na next!^^
Adeptka, dawna Alleya.:D
[adeptka-magii.blogspot.com]
Ale rozdział... brak słów... :O
OdpowiedzUsuńZaciekawiłaś ? Zaciekawiłaś to mało powiedziane... Każdy rozdział otwiera jedne drzwiczki, za którymi są następne i następne i jest ich coraz więcej...coraz więcej pytań.
Wydaje mi się, że James ma coś wspólnego z tym demonem... Może on też poluje, a raczej gładzi istoty, jaką jest Melissa ? Zakochał się i pomógł jej. Jest taki tajemniczy, irytujący. Powoli zmieniam o nim zdanie. :)
I ta rozmowa na koniec.. :/ Tak dobitnie to zakończyłaś :)
Strasznie mi się to spodobało. Ten sen, to wszystko...sprawia, że współczuje tej postaci, która jest jakby ofiarą losu. Umarła, a jednak żyje i musi toczyć walkę i cierpieć... :/
Ciekaw jestem z kim tak na prawdę będzie ? Czy wygra przeznaczenie i wyrok rady starszych, czy miłość do wybawcy ?
Życzę Weny i obiecuje dokończyć jutro... :D