- Tak – uśmiechnął się
zawadiacko, nie do końca mi się to podobało. – Wróciłem skarbie – jego
śnieżnobiałe zęby zalśniły w mroku.
- Nie mów do mnie skarbie – zaprzeczałam sama sobie, lubiłam jak się tak do mnie zwraca.
- Oj kochanie – uśmiechnął się triumfalnie. – Nie bądź taka niedostępna. Pamiętasz nasze pierwsze spotkanie?
Przed oczami stanął mi James i jego czekoladowe oczy. Zachodzące słońce i to zimno. Od razu na mojej skórze pojawiła się gęsia skórka.
- Zimno ci – stwierdził, a jego głos zrobił się jakby… opiekuńczy? To do niego nie pasowało. – Chodź – zachęcił.
Przez chwilę chciałam wejść, tak odruchowo.
- Nigdzie z tobą nie jadę – skrzyżowałam ręce na piersi i zapatrzyłam się w przestrzeń.
- Jak chcesz – z powrotem popatrzyłam na niego, a w jego oczach dojrzałam dziwny błysk.
Zasunął szybę i ruszył przed siebie, tak po prostu.
Ugh… nadal było mi zimno, ruszyłam powoli przed siebie. Wciąż słyszałam jak oddala się swoim Porsche. W pewnym momencie słyszałam głośny dźwięk coraz wyraźniej, jakby się zbliżał. Zmarszczyłam brwi i się odwróciłam. Okazało się, że ponownie zatoczył koło, a teraz znów jedzie w moją stronę.
On jest niemożliwy!
Rozpędzał się coraz bardziej, a ja szłam dalej. Zakręt był blisko, dźwięk był coraz głośniejszy, a samochód coraz szybszy. Przerażenie wkradło mi się do serca. Ten niebywały kretyn jechał za szybko, mógł spowodować wypadek. Mógł zrobić krzywdę nie tylko sobie, ale i innym. A jedyną osobą przebywającą w pobliżu byłam ja. Nie otrzymam już trzeciej szansy.
W pewnym momencie stanęłam. Nie było sensu iść dalej. Jeszcze faktycznie nie wyrobi na zakręcie, a nie mam zamiaru się tam znajdować.
Słyszałam jak się zbliża. Już był tak blisko, a mi serce podskoczyło do gardła. Bałam się.
Tuż za mną zaczął hamować. Ten wariat zaczął hamować! Wjechał z wielkim impetem w ogromną kałużę, która znajdowała się niedaleko mnie. Rozprysk był wielki. Na moje nieszczęście dosięgnął również mnie. W sumie nic dziwnego.
- Ty kretynie! – wydarłam się otrząsając się z wody co nie dużo dało, ponieważ i tak cała byłam mokra. Nie wiedziałam czy usłyszał. W każdym razie cofnął się do mnie, stanął i zaczął powoli osuwać szybę w dół.
- Uuu, kochanie. Chyba jesteś trochę mokra – uśmiechnął się złośliwie.
Myślałam, że mnie krew zaleje.
- Ty idioto – zaczęłam trząść się z zimna.
- Zimno ci – stwierdził, a ja ponownie zobaczyłam błysk w jego oczach. Czy on się ode mnie nareszcie odczepi? Znam go ze dwa dni.
- Co ty nie powiesz?! Jakiś kretyn oblał mnie wodą!
- Musiał być bezmyślny. Pozwól, że odkupię jego winy.
- Nie mam mowy – wiedziałam co mu chodzi po głowie. – Nigdzie z tobą nie jadę!
Widziałam jak rusza ostentacyjnie oczami. Skrzyżowałam ręce na piersi i trzęsąc się z zimna poszłam w stronę domu. On podążał za mną powoli, czułam jak obserwuje każdy mój krok. Irytowało mnie to… co ja mówię?! On mnie cały irytował. Czułam się strasznie, łzy piekły mnie w oczy, ale nie chciałam się rozpłakać, nie mogłam. Dzisiejszy dzień jest dziwny. Jeśli już każdy ma tak wyglądać to ja dziękuję.
Śledził mnie – jak można to tak nazwać – jeszcze tylko kawałek. Potem ruszył gwałtownie i znów zrobił pokazówkę. Po jakiś 10, może 15 minutach, przekraczałam próg mojego domu. Z salonu słychać było szum telewizora. Było już późno. Zdjęłam przemoczone buty, postawiłam je pod grzejnik i poszłam dalej. Stanęłam dopiero, kiedy zobaczyłam Margaret i Jasona leżących na kanapie. Oboje od razu zwrócili oczy w moją stronę. Widziała w nich troskę i ulgę. Nareszcie byłam w domu, wróciłam. Ale było też przerażenie, przecież byłam cała mokra.
- Co się stało? – pierwsza zabrała głos Margaret.
Ja nic nie odpowiedziałam, zacisnęłam tylko wargi w wąską linie i powstrzymując łzy, udałam się szybko na górę. To było dla mnie zbyt wiele. Kiedy tylko weszłam do swojego pokoju, od razu rzuciłam się na łóżko. I wtedy łzy poleciały. Po chwili do pokoju ostrożnie weszła Margaret. Jason nigdy nie był dobry w poradach na temat relacji damsko-męskich i tego typu rzeczach. Zapewne już wiedzieli o Amy i Matt’cie.
Świadomość, że nie muszę tego opowiadać była dla mnie zbawienna.
Dziewczyna podeszła do mojego łóżka, delikatnie usiadła i mnie objęła. Wtuliłam się w nią i tylko co chwila pociągałam nosem, aż ona się odezwała.
- Wiem, że ci ciężko. Nigdy nie byłam w takiej sytuacji, nie wiem co mogłabyś zrobić – wyczuwałam wielką przemowę, ale nie chciałam jej przerywać. – Ale wiem, że ty dasz radę, bo jesteś silna. Może właśnie dlatego dostałaś drugą szansę? Może tak właśnie miało być? Może wciąż tutaj jesteś, bo masz pokazać innym jak można lepiej żyć i jak przebaczać? O tym ty sama musisz zdecydować i znam cię na tyle dobrze, że wiem, że podejmiesz dobrą decyzję, i że tego tak nie zostawisz, i że wszystko będzie dobrze – wszystko szeptała mi do ucha. Faktycznie pomagało, byłam jej wdzięczna. Miała rację, przecież jestem silna, dam sobie radę.
- Dziękuję – to było jedyne co wyszeptałam.
Byłam jej wdzięczna też za to, że nie skomentowała mojego mokrego ubrania. Leżałyśmy tak aż usnęłam.
Obudziły mnie promienie słońca. Spojrzałam w stronę okna. Słońce świeciło, niebo było bezchmurne – to dobry znak. Uśmiechnęłam się na samą myśl. Poruszyłam się by ułożyć się wygodnie. Zauważyłam, że była przykryta kocem, ale również przypomniałam sobie o mokrym ubraniu, które cały czas miałam na sobie.
Wstałam niechętnie i udałam się do łazienki. Prysznic okazał się zbawczy, a suche, świeże ubrania tym bardziej. Zeszłam na dół. Była już 11, Margaret i Jason byli w pracy, a ja postanowiłam coś zjeść. Przydałby mi się taki Stefan i jego pyszne naleśniki, ale nie można mieć wszystkiego. Dziś byłam zdana na siebie. Płatki z mlekiem okazały się być idealnym pomysłem – mało roboty, mało co można zepsuć, chyba, że mleko wykipi. Ledwie co zdążyłam posprzątać po śniadaniu, usłyszałam dzwonnego do drzwi. Serce zaczęło mi bić szybciej. Mogła to być Amay, a nadal nie wiedziałam co jej powiedzieć. Mógł być to Matt, a do spotkania z nim też nie była gotowa. Mógł być to Stefan, ale tego akurat się nie boję. Ale mógł być to też James, który jakimś cudem zyskał mój adres. Wezbrała we mnie złość. Zacisnęłam palce na blacie i zaczęłam głęboko oddychać, wtedy niespodziewany gość dał o sobie znać po raz drugi. Udałam się w stronę drzwi. Naciskając klamkę, chwilę się zawahałam, ale już nie było odwrotu. Otworzyłam drzwi i widok osoby stojącej przed nimi zupełnie zbił mnie z tropu.
- Nie mów do mnie skarbie – zaprzeczałam sama sobie, lubiłam jak się tak do mnie zwraca.
- Oj kochanie – uśmiechnął się triumfalnie. – Nie bądź taka niedostępna. Pamiętasz nasze pierwsze spotkanie?
Przed oczami stanął mi James i jego czekoladowe oczy. Zachodzące słońce i to zimno. Od razu na mojej skórze pojawiła się gęsia skórka.
- Zimno ci – stwierdził, a jego głos zrobił się jakby… opiekuńczy? To do niego nie pasowało. – Chodź – zachęcił.
Przez chwilę chciałam wejść, tak odruchowo.
- Nigdzie z tobą nie jadę – skrzyżowałam ręce na piersi i zapatrzyłam się w przestrzeń.
- Jak chcesz – z powrotem popatrzyłam na niego, a w jego oczach dojrzałam dziwny błysk.
Zasunął szybę i ruszył przed siebie, tak po prostu.
Ugh… nadal było mi zimno, ruszyłam powoli przed siebie. Wciąż słyszałam jak oddala się swoim Porsche. W pewnym momencie słyszałam głośny dźwięk coraz wyraźniej, jakby się zbliżał. Zmarszczyłam brwi i się odwróciłam. Okazało się, że ponownie zatoczył koło, a teraz znów jedzie w moją stronę.
On jest niemożliwy!
Rozpędzał się coraz bardziej, a ja szłam dalej. Zakręt był blisko, dźwięk był coraz głośniejszy, a samochód coraz szybszy. Przerażenie wkradło mi się do serca. Ten niebywały kretyn jechał za szybko, mógł spowodować wypadek. Mógł zrobić krzywdę nie tylko sobie, ale i innym. A jedyną osobą przebywającą w pobliżu byłam ja. Nie otrzymam już trzeciej szansy.
W pewnym momencie stanęłam. Nie było sensu iść dalej. Jeszcze faktycznie nie wyrobi na zakręcie, a nie mam zamiaru się tam znajdować.
Słyszałam jak się zbliża. Już był tak blisko, a mi serce podskoczyło do gardła. Bałam się.
Tuż za mną zaczął hamować. Ten wariat zaczął hamować! Wjechał z wielkim impetem w ogromną kałużę, która znajdowała się niedaleko mnie. Rozprysk był wielki. Na moje nieszczęście dosięgnął również mnie. W sumie nic dziwnego.
- Ty kretynie! – wydarłam się otrząsając się z wody co nie dużo dało, ponieważ i tak cała byłam mokra. Nie wiedziałam czy usłyszał. W każdym razie cofnął się do mnie, stanął i zaczął powoli osuwać szybę w dół.
- Uuu, kochanie. Chyba jesteś trochę mokra – uśmiechnął się złośliwie.
Myślałam, że mnie krew zaleje.
- Ty idioto – zaczęłam trząść się z zimna.
- Zimno ci – stwierdził, a ja ponownie zobaczyłam błysk w jego oczach. Czy on się ode mnie nareszcie odczepi? Znam go ze dwa dni.
- Co ty nie powiesz?! Jakiś kretyn oblał mnie wodą!
- Musiał być bezmyślny. Pozwól, że odkupię jego winy.
- Nie mam mowy – wiedziałam co mu chodzi po głowie. – Nigdzie z tobą nie jadę!
Widziałam jak rusza ostentacyjnie oczami. Skrzyżowałam ręce na piersi i trzęsąc się z zimna poszłam w stronę domu. On podążał za mną powoli, czułam jak obserwuje każdy mój krok. Irytowało mnie to… co ja mówię?! On mnie cały irytował. Czułam się strasznie, łzy piekły mnie w oczy, ale nie chciałam się rozpłakać, nie mogłam. Dzisiejszy dzień jest dziwny. Jeśli już każdy ma tak wyglądać to ja dziękuję.
Śledził mnie – jak można to tak nazwać – jeszcze tylko kawałek. Potem ruszył gwałtownie i znów zrobił pokazówkę. Po jakiś 10, może 15 minutach, przekraczałam próg mojego domu. Z salonu słychać było szum telewizora. Było już późno. Zdjęłam przemoczone buty, postawiłam je pod grzejnik i poszłam dalej. Stanęłam dopiero, kiedy zobaczyłam Margaret i Jasona leżących na kanapie. Oboje od razu zwrócili oczy w moją stronę. Widziała w nich troskę i ulgę. Nareszcie byłam w domu, wróciłam. Ale było też przerażenie, przecież byłam cała mokra.
- Co się stało? – pierwsza zabrała głos Margaret.
Ja nic nie odpowiedziałam, zacisnęłam tylko wargi w wąską linie i powstrzymując łzy, udałam się szybko na górę. To było dla mnie zbyt wiele. Kiedy tylko weszłam do swojego pokoju, od razu rzuciłam się na łóżko. I wtedy łzy poleciały. Po chwili do pokoju ostrożnie weszła Margaret. Jason nigdy nie był dobry w poradach na temat relacji damsko-męskich i tego typu rzeczach. Zapewne już wiedzieli o Amy i Matt’cie.
Świadomość, że nie muszę tego opowiadać była dla mnie zbawienna.
Dziewczyna podeszła do mojego łóżka, delikatnie usiadła i mnie objęła. Wtuliłam się w nią i tylko co chwila pociągałam nosem, aż ona się odezwała.
- Wiem, że ci ciężko. Nigdy nie byłam w takiej sytuacji, nie wiem co mogłabyś zrobić – wyczuwałam wielką przemowę, ale nie chciałam jej przerywać. – Ale wiem, że ty dasz radę, bo jesteś silna. Może właśnie dlatego dostałaś drugą szansę? Może tak właśnie miało być? Może wciąż tutaj jesteś, bo masz pokazać innym jak można lepiej żyć i jak przebaczać? O tym ty sama musisz zdecydować i znam cię na tyle dobrze, że wiem, że podejmiesz dobrą decyzję, i że tego tak nie zostawisz, i że wszystko będzie dobrze – wszystko szeptała mi do ucha. Faktycznie pomagało, byłam jej wdzięczna. Miała rację, przecież jestem silna, dam sobie radę.
- Dziękuję – to było jedyne co wyszeptałam.
Byłam jej wdzięczna też za to, że nie skomentowała mojego mokrego ubrania. Leżałyśmy tak aż usnęłam.
Obudziły mnie promienie słońca. Spojrzałam w stronę okna. Słońce świeciło, niebo było bezchmurne – to dobry znak. Uśmiechnęłam się na samą myśl. Poruszyłam się by ułożyć się wygodnie. Zauważyłam, że była przykryta kocem, ale również przypomniałam sobie o mokrym ubraniu, które cały czas miałam na sobie.
Wstałam niechętnie i udałam się do łazienki. Prysznic okazał się zbawczy, a suche, świeże ubrania tym bardziej. Zeszłam na dół. Była już 11, Margaret i Jason byli w pracy, a ja postanowiłam coś zjeść. Przydałby mi się taki Stefan i jego pyszne naleśniki, ale nie można mieć wszystkiego. Dziś byłam zdana na siebie. Płatki z mlekiem okazały się być idealnym pomysłem – mało roboty, mało co można zepsuć, chyba, że mleko wykipi. Ledwie co zdążyłam posprzątać po śniadaniu, usłyszałam dzwonnego do drzwi. Serce zaczęło mi bić szybciej. Mogła to być Amay, a nadal nie wiedziałam co jej powiedzieć. Mógł być to Matt, a do spotkania z nim też nie była gotowa. Mógł być to Stefan, ale tego akurat się nie boję. Ale mógł być to też James, który jakimś cudem zyskał mój adres. Wezbrała we mnie złość. Zacisnęłam palce na blacie i zaczęłam głęboko oddychać, wtedy niespodziewany gość dał o sobie znać po raz drugi. Udałam się w stronę drzwi. Naciskając klamkę, chwilę się zawahałam, ale już nie było odwrotu. Otworzyłam drzwi i widok osoby stojącej przed nimi zupełnie zbił mnie z tropu.
No i znów na końcu dałaś tajemnicę! Jesteś niemozliwa!!XD
OdpowiedzUsuńChcesz, bym mózg przegrzała, przyznaj się:D
Ech...James jest słodki w swoich wyczynach, a zarazem tak irytujący, że utopiłabym go w tej kałuży:D
Rozdział ciekawy, choć trochę braklowało mi tych tajemniczych osób:)
Pozdrawiam!
Ooooo...ciekawe, ciekawe O.o James mnie strasznie irytuje. Byłoby całkiem nieźle, jeśli przy następnym spotkaniu dałaby mu w twarz ^^ O taaak, już to widzę :D Rozdział jak zwykle świetny!!! No ale żeby skończyć w takim momencie? No wiesz co! Nie pozostaje mi nic innego tylko czekać! <3
OdpowiedzUsuńNo to kto tym razem przyszedł ? Znowu mi przerwałaś !!! hahahha... i znowu jestem ciekawy jak cholera... ty wiesz jak zaciekawić czytających
OdpowiedzUsuńCoś czuję, że to będzie jedna z tych osób z restauracji. Może wreszcie się dowiem o co chodzi z tymi coś tam na A... sorki zapomniałem :(((
Jak jeszcze raz zobaczę tego Jamesa, to mu normalnie zęby wybije !! Dopiero zaczynam czytać, ale już mam ochotę wybić mu zęby. Jak ja nie na widzę takich ludzi... Szybko biegnę czytać następny, bo nie wyrobię.
To jest najgenialniejsze opowiadanie fantasy, jakie kiedykolwiek czytałem.
Ja nie chcę dojść do końca... ;C Ja chcę to czytać i czytać...
Jejku, czemu ty zawsze przerywasz w najwięcej zachwycającym momencie?
OdpowiedzUsuńKocham to opowiadanie, bardzo wciąga ,a ty masz świetny styl pisania.
@imuglyandfuck