Rozejrzałam się dookoła po raz
kolejny w nadziei, że ujrzę Chrisa, ale jego nie było. Nie miałam pojęcia
dlaczego tak nagle musiał iść. O tej godzinie już nie miałam co robić w tym
miejscu. Ruszyłam w drogę powrotną. Pomimo ciemności z łatwością odnalazłam
ścieżkę, znałam ją przecież na pamięć. Szłam, a ściółka pod moimi butami
wydawała ciche dźwięki. Nagle ujrzałam coś w krzakach. Na początku myślałam, że
mi się przewidziało dopóki po raz kolejny nie zobaczyłam poruszającego się
cienie. Serce zaczęło mi szybciej bić, czułam jakby miało mi zaraz wyskoczyć z
klatki piersiowej. Przyspieszyłam kroku. Słyszałam jak tajemnicza postać zbliża
się w moim kierunku. Ogarnęła mnie panika. W pewnym momencie, z krzaków przede
mną wyłoniło się szkaradne… coś. Strach przeszył całe moje ciało. Cofnęłam się
jedynie o krok, bo przerażenie nie pozwoliło mi na kolejne ruchy. Karykatura
człowieka wpatrywała swoje martwe ślepia we mnie. Włosy miał potargane, całe
mokre od krwi, w miejscach po prostu wyrwane. Twarz była podrapana, widziałam
kilka głębszych ran, oczywiście cała we krwi, z resztą jak całe ciało. Jedną
rękę miał wygiętą w nienaturalny sposób, co przyprawiło mnie o mdłości. Ubrania
miał podarte, poszarpane. Na pierwszy rzut oka wyglądał jak jakieś zombie… nie
zombie ładniej by się prezentował.
Jakby samym wzrokiem można było zabić, już leżała bym martwa. Patrzył się na mnie intensywnie, a ja bałam się jak nigdy w życiu. Chciałam uciekać, ale nie mogłam. Straciłam kontrolę nad własnym ciałem, przez co ogarnęła mnie jeszcze większa panika. Nagle poczułam niesamowity ból, jakby ktoś łamał moje wszystkie kości na raz. Wydałam z siebie głośny jęk i upadłam na kolana. Mimo, że zacisnęłam powieki i tak czułam jak stwór przerażająco się uśmiecha i pokazuje swoje ohydne zęby albo coś co z nich zostało. Kiedy już wszystkie kości były ‘połamane’, poczułam jak wielka gula podnosi mi się do gardła. Zaczęłam krztusić się własną krwią, a ból nie ustawał nawet na sekundę. W tej chwili wolałam już umrzeć niż trwać w takich męczarniach. Kasłałam, plułam krwią, a monstrum patrzyło się na mnie z zadowoleniem. Nie mam pojęcia czym musiało być, żeby sprawiać komuś taki ból.
W pewnej chwili po prostu opadła bezwładnie na ziemię, ból ustąpił, nie czułam nic. Patrzyłam się przez łzy, które nie chciały się kończyć na potwora. Z którejś strony, nie wiem której, pojawił się chłopak. Na początku go nie poznałam. Podszedł do dziwnego stworzenia i… zaczął z nim rozmawiać?! Stał do mnie tyłem, więc nie widziałam jego twarzy. Słyszałam jedynie niewyraźne słowa układające się w zdania. Nie wiedziałam o czym mówią, mogłam się tylko domyślić, że chłopak krzyczy, kłóci się z tym czymś. Jakby miał nad nim władzę, a może je znał? Po chwili stworzenie po prostu odeszło. Dopiero teraz poczułam co tak naprawdę stało się z moim ciałem. Było całe poharatane, wszystko mnie bolało. Powieki stały się niezwykle ciężkie. Zamknęłam oczy i głęboko odetchnęłam. Pomimo, że nadal odczuwałam niezwykłe cierpienie, już mi było lepiej, tak duchowo. Nadal nie miałam kontroli nad własnym ciałem albo po prostu nie próbowałam się poruszyć, sama nie wiem. Nagle ktoś lub coś uniosło mnie do góry. Naszła mnie straszna myśl, że może te karykatura wróciła i zapragnęła zaciągnąć mnie to jakiegoś dalekiego miejsca, gdzie nikt mnie już nie usłyszy. Resztkami sił uchyliłam odrobinę powieki i ujrzałam znajomą twarz. W tym momencie nie wiedziałam czy się cieszyć, czy jeszcze bardziej przestraszyć. Chłopak rozmawiał z tamtym stworzeniem, a teraz mnie gdzieś niesie. Po chwili zdał sobie sprawę, że mu się przyglądam. Uśmiechnął się kojąco i szepnął:
- Śpij - a ja mimowolnie zasnęłam.
Nie miałam żadnego snu chyba, że przebywanie w niezmierzonej ciemności można nazwać snem. Czułam niezwykłą pustkę. Cała ta czerń, aż mnie przygniatała. Nieoczekiwanie coś uniosło mnie do góry. Miałam już serdecznie dość paranormalnych wydarzeń w swoim życiu, a tu one nie odstępują mnie nawet we śnie. Nie miałam już siły walczyć, więc po prostu poddałam się nieznajomej sile. Unoszony był jedynie mój tułów. Nogi, ręce oraz głowa wisiały bezwiednie. Ponownie nie mogłam nimi ruszać. Ni stąd ni zowąd w mojej klatce piersiowej pojawił się ból. Odnosiłam wrażenie, jakby mi ktoś podpalił serce. Po chwili ogień zgasł. Zdążyłam odetchnąć jak ktoś niespodzianie ‘wyrwał’ mi serce, a moje ciało opadło szybko na dół. Kiedy to miałam opaść na ziemię, wybudziłam się gwałtownie. Byłam w tak dobrze znanej mi sali. Mój wzrok padł na kilka kabelków podłączonych jednym końcem do mnie a drugim do urządzeń wydających miarowe pikanie. Oddychałam szybko, poczekałam aż oddech mi się uspokoi i rozejrzałam się po pomieszczeniu. W rogu siedział ON. Jego oczy zwrócone były w moją stronę. Wpatrywał się na mnie, a mi przypomniał się ten przerażający stwór. Momentalnie podkuliłam nogi i wbiłam swoje ciało w poduszkę, aby być jak najdalej od niego. Wiedziałam, że mi to nic nie da, ale zrobiłam to odruchowo. On mnie uratował, ale nadal czuła strach. Teraz nie był wywołany widokiem zakrwawionego ‘zombie’, ale właśnie jego. Twarz miał przystojną, ale co z tego jak każda komórka mojego ciała krzyczała, że oznacza kłopoty. Usłyszałam jak urządzenie obok mnie zaczyna wydawać szybsze pikanie. Wiedziałam, że to właśnie moje serce zaczęło szybciej pracować. Chłopak spostrzegł to i w jego oczach malował się niepokój, żal i… zadowolenie? Czy on się cieszy, że się go boję? To ostatnie zniknęło z chwilą, kiedy moje brwi zbliżyły się do siebie. Gdy ta emocja zniknęła, moją twarz z powrotem ogarnął strach.
- Nie bój się – odezwał się aksamitny głos.
Chciałam go posłuchać, ale nie mogłam. Tak samo jak nie potrafiłam nazwać właściciela głosu. Doskonale wiedziałam kim jest, ale w tej chwili czułam jakby ktoś wymazał mi jego imię z pamięci.
Właściciel aksamitnego głosu podniósł się z krzesełka i podszedł do mnie, a ja próbowałam odsunąć się bardziej, co mi się oczywiście nie udało, musiałabym wejść w ścianę.
Wyciągnął rękę i delikatnie musnął mój policzek. Przeszedł mnie dreszcz. Sama nie wiem czy miły, czy wręcz przeciwnie. Widział jak zadrżałam, mimo to nie odsunął ręki. Jego dotyk był czuły, zatraciłam się w nim. Zamknęłam oczy i od razu je otworzyłam, przypominając sobie jak rozmawiałam z tą dziwną istotą. Musiał ją znać, albo przynajmniej mieć wcześniej styczność z tego typu stworzeniem. Bałam się go nadal, ale jednocześnie pragnęłam by był bliżej. Te dwie różne emocje walczyły ze sobą, niszcząc mnie od środka.
- Ty tam byłeś – powiedziałam łamiącym się głosem. – Uratowałeś mnie… dlaczego? – tyle zdołałam wypowiedzieć, nadal czując strach.
Miałam ochotę wygarnąć mu i kazać więcej mnie nie dotykać, ale jednocześnie chciałam by już nigdy nie cofał ręki. Skarciłam się w myślach. On odsunął rękę i przysiadł na skraju szpitalnego łóżka. Nachylił się tak, że czułam jego ciepły oddech na mojej skórze.
- Śpij – wyszeptał kojącym głosem, a moje powieki zrobił się ciężkie jak na rozkaz.
Toczyłam w sobie walkę, nie chciałam usypiać, ale jednocześnie miałam wrażenie, że tak powinnam zrobić, tak mi kazał. Zamknęłam oczy i znów pojawiła się ciemność. Tym razem gdzieś tam pojawiło się światełko. Podążyłam w jego stronę czując, że kiedy je osiągnę, w moim umyśle ponownie zawita nie tylko imię mojego wybawiciela, ale on sam. Przerażał mnie, ale tym samym intrygował.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Jakby samym wzrokiem można było zabić, już leżała bym martwa. Patrzył się na mnie intensywnie, a ja bałam się jak nigdy w życiu. Chciałam uciekać, ale nie mogłam. Straciłam kontrolę nad własnym ciałem, przez co ogarnęła mnie jeszcze większa panika. Nagle poczułam niesamowity ból, jakby ktoś łamał moje wszystkie kości na raz. Wydałam z siebie głośny jęk i upadłam na kolana. Mimo, że zacisnęłam powieki i tak czułam jak stwór przerażająco się uśmiecha i pokazuje swoje ohydne zęby albo coś co z nich zostało. Kiedy już wszystkie kości były ‘połamane’, poczułam jak wielka gula podnosi mi się do gardła. Zaczęłam krztusić się własną krwią, a ból nie ustawał nawet na sekundę. W tej chwili wolałam już umrzeć niż trwać w takich męczarniach. Kasłałam, plułam krwią, a monstrum patrzyło się na mnie z zadowoleniem. Nie mam pojęcia czym musiało być, żeby sprawiać komuś taki ból.
W pewnej chwili po prostu opadła bezwładnie na ziemię, ból ustąpił, nie czułam nic. Patrzyłam się przez łzy, które nie chciały się kończyć na potwora. Z którejś strony, nie wiem której, pojawił się chłopak. Na początku go nie poznałam. Podszedł do dziwnego stworzenia i… zaczął z nim rozmawiać?! Stał do mnie tyłem, więc nie widziałam jego twarzy. Słyszałam jedynie niewyraźne słowa układające się w zdania. Nie wiedziałam o czym mówią, mogłam się tylko domyślić, że chłopak krzyczy, kłóci się z tym czymś. Jakby miał nad nim władzę, a może je znał? Po chwili stworzenie po prostu odeszło. Dopiero teraz poczułam co tak naprawdę stało się z moim ciałem. Było całe poharatane, wszystko mnie bolało. Powieki stały się niezwykle ciężkie. Zamknęłam oczy i głęboko odetchnęłam. Pomimo, że nadal odczuwałam niezwykłe cierpienie, już mi było lepiej, tak duchowo. Nadal nie miałam kontroli nad własnym ciałem albo po prostu nie próbowałam się poruszyć, sama nie wiem. Nagle ktoś lub coś uniosło mnie do góry. Naszła mnie straszna myśl, że może te karykatura wróciła i zapragnęła zaciągnąć mnie to jakiegoś dalekiego miejsca, gdzie nikt mnie już nie usłyszy. Resztkami sił uchyliłam odrobinę powieki i ujrzałam znajomą twarz. W tym momencie nie wiedziałam czy się cieszyć, czy jeszcze bardziej przestraszyć. Chłopak rozmawiał z tamtym stworzeniem, a teraz mnie gdzieś niesie. Po chwili zdał sobie sprawę, że mu się przyglądam. Uśmiechnął się kojąco i szepnął:
- Śpij - a ja mimowolnie zasnęłam.
Nie miałam żadnego snu chyba, że przebywanie w niezmierzonej ciemności można nazwać snem. Czułam niezwykłą pustkę. Cała ta czerń, aż mnie przygniatała. Nieoczekiwanie coś uniosło mnie do góry. Miałam już serdecznie dość paranormalnych wydarzeń w swoim życiu, a tu one nie odstępują mnie nawet we śnie. Nie miałam już siły walczyć, więc po prostu poddałam się nieznajomej sile. Unoszony był jedynie mój tułów. Nogi, ręce oraz głowa wisiały bezwiednie. Ponownie nie mogłam nimi ruszać. Ni stąd ni zowąd w mojej klatce piersiowej pojawił się ból. Odnosiłam wrażenie, jakby mi ktoś podpalił serce. Po chwili ogień zgasł. Zdążyłam odetchnąć jak ktoś niespodzianie ‘wyrwał’ mi serce, a moje ciało opadło szybko na dół. Kiedy to miałam opaść na ziemię, wybudziłam się gwałtownie. Byłam w tak dobrze znanej mi sali. Mój wzrok padł na kilka kabelków podłączonych jednym końcem do mnie a drugim do urządzeń wydających miarowe pikanie. Oddychałam szybko, poczekałam aż oddech mi się uspokoi i rozejrzałam się po pomieszczeniu. W rogu siedział ON. Jego oczy zwrócone były w moją stronę. Wpatrywał się na mnie, a mi przypomniał się ten przerażający stwór. Momentalnie podkuliłam nogi i wbiłam swoje ciało w poduszkę, aby być jak najdalej od niego. Wiedziałam, że mi to nic nie da, ale zrobiłam to odruchowo. On mnie uratował, ale nadal czuła strach. Teraz nie był wywołany widokiem zakrwawionego ‘zombie’, ale właśnie jego. Twarz miał przystojną, ale co z tego jak każda komórka mojego ciała krzyczała, że oznacza kłopoty. Usłyszałam jak urządzenie obok mnie zaczyna wydawać szybsze pikanie. Wiedziałam, że to właśnie moje serce zaczęło szybciej pracować. Chłopak spostrzegł to i w jego oczach malował się niepokój, żal i… zadowolenie? Czy on się cieszy, że się go boję? To ostatnie zniknęło z chwilą, kiedy moje brwi zbliżyły się do siebie. Gdy ta emocja zniknęła, moją twarz z powrotem ogarnął strach.
- Nie bój się – odezwał się aksamitny głos.
Chciałam go posłuchać, ale nie mogłam. Tak samo jak nie potrafiłam nazwać właściciela głosu. Doskonale wiedziałam kim jest, ale w tej chwili czułam jakby ktoś wymazał mi jego imię z pamięci.
Właściciel aksamitnego głosu podniósł się z krzesełka i podszedł do mnie, a ja próbowałam odsunąć się bardziej, co mi się oczywiście nie udało, musiałabym wejść w ścianę.
Wyciągnął rękę i delikatnie musnął mój policzek. Przeszedł mnie dreszcz. Sama nie wiem czy miły, czy wręcz przeciwnie. Widział jak zadrżałam, mimo to nie odsunął ręki. Jego dotyk był czuły, zatraciłam się w nim. Zamknęłam oczy i od razu je otworzyłam, przypominając sobie jak rozmawiałam z tą dziwną istotą. Musiał ją znać, albo przynajmniej mieć wcześniej styczność z tego typu stworzeniem. Bałam się go nadal, ale jednocześnie pragnęłam by był bliżej. Te dwie różne emocje walczyły ze sobą, niszcząc mnie od środka.
- Ty tam byłeś – powiedziałam łamiącym się głosem. – Uratowałeś mnie… dlaczego? – tyle zdołałam wypowiedzieć, nadal czując strach.
Miałam ochotę wygarnąć mu i kazać więcej mnie nie dotykać, ale jednocześnie chciałam by już nigdy nie cofał ręki. Skarciłam się w myślach. On odsunął rękę i przysiadł na skraju szpitalnego łóżka. Nachylił się tak, że czułam jego ciepły oddech na mojej skórze.
- Śpij – wyszeptał kojącym głosem, a moje powieki zrobił się ciężkie jak na rozkaz.
Toczyłam w sobie walkę, nie chciałam usypiać, ale jednocześnie miałam wrażenie, że tak powinnam zrobić, tak mi kazał. Zamknęłam oczy i znów pojawiła się ciemność. Tym razem gdzieś tam pojawiło się światełko. Podążyłam w jego stronę czując, że kiedy je osiągnę, w moim umyśle ponownie zawita nie tylko imię mojego wybawiciela, ale on sam. Przerażał mnie, ale tym samym intrygował.
Hej Miśki!
Jak się podobało? Mam nadzieję, że ujrzę Wasze komentarze pod tym rozdziałem. Jak myślicie: kim jest ta zakrwawiona karykatura? Czy odgrywa większą rolę? Czy to był tylko epizod? I oczywiście kim je ten niesamowity wybawiciel?
Ja znam odpowiedź, a wy?
Wasza Candice ;**
Ps. Strasznie dziękuję za komentarze crazy_sun, naprawdę bardzo motywujące, aż miło się czyta ;**
PPs. Robię sobie przerwę na czas świąt, wiecie: porządki, te sprawy, a że nie mam już szkiców nie wiem czy uda mi się po świętach w piątek dodać ;c
Jak się podobało? Mam nadzieję, że ujrzę Wasze komentarze pod tym rozdziałem. Jak myślicie: kim jest ta zakrwawiona karykatura? Czy odgrywa większą rolę? Czy to był tylko epizod? I oczywiście kim je ten niesamowity wybawiciel?
Ja znam odpowiedź, a wy?
Wasza Candice ;**
Ps. Strasznie dziękuję za komentarze crazy_sun, naprawdę bardzo motywujące, aż miło się czyta ;**
PPs. Robię sobie przerwę na czas świąt, wiecie: porządki, te sprawy, a że nie mam już szkiców nie wiem czy uda mi się po świętach w piątek dodać ;c
Czy ten wybawiciel to James? ... nie no nie wiem :)
OdpowiedzUsuńA co co karykatury to myślę, że będzie z nią coś więcej, chociaż pewna nie jestem. Cały czas utrzymujesz mnie w dziwnej niepewności i właśnie dlatego czytam to opowiadanie :)
Świetny rozdział i z niecierpliwością czekam na więcej :)
Kocham, @aania46
PS.Wesołych Świąt :)
Cześć, nazywam się Ewa, ale w sieci znana jestem jako Rowindale. Tak, wiem co sobie teraz myślicie. Kolejny spam. Macie rację. Niestety reklama dźwignią handlu, a w blogowym świecie jedynym sposobem na zaistnienie. Chciałam was zaprosić na http://collegium-magicae.blogspot.com , gdzie możecie przeczytać moje opowiadanie, a także dołączyć do zabawy uzupełniając ankietę. Jeśli spodoba się wam wykreowany przeze mnie świat, zapraszam również na http://swiat-magii-cm.blogspot.com . To właśnie tu możecie wziąć udział w magicznych konkursach z nagrodami w postaci książek i gier PC.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam i mam nadzieję, że do zobaczenia tym razem u mnie :)
[SPAM]
OdpowiedzUsuńNa: love-magic-mistakes.blogspot.com zagościł drugi rozdział. Miło by mi było gdybyś wpadła i skomentowała co o tym myślisz, a jeśli Ci się spodoba to może zostaniesz z bohaterami mojego opowiadania na dłużej. Zawsze staram się rewanżować :)
A oto fragment rozdziału: „Blondyn szybko włączył racjonale myślenie i unosząc, znacznie lżejsze niż kiedyś, ciało mulata położył go, dość drastyczne, na własnym łóżku. Na jego ustach pojawił się lekki uśmiech spowodowany brakiem wymiotów chłopaka. Niall cały czas bał się, że zrobi komuś krzywdę. To wszystko było takie niedorzeczne – on, Niall Horan, robiący krzywdę niewinnej piękności i Zayn Malik leżące nieprzytomnie na łóżku jednego ze swoich najlepszych przyjaciół.”
Przepraszam za spam i mam nadzieje, że mimo to cię nie zniechęciłam♥
Łiiiii ile wrażeń na jedne rozdział!!! <3 Ja obstawiam, że to albo Chris, albo James. Ale nie wiem :P A ta kreatura... ciekawi mnie to niezmiernie :D Wybacz, że piszę ten komentarz dopiero dzisiaj, jednak ostatnio mam strasznie mało wolnego czasu i nie miałam kiedy tego przeczytać :P Już nie mogę się doczekać co dalej!!! A jeśli miałabym się czegoś czepiać, to interpunkcji, ale nie martw się, też mam z nią problemy :P
OdpowiedzUsuńWow, ten stwór brr nie chciałabym go spotkać na swojej drodze, ani razu. A ten tajemniczy chłopak to kto??? Pisz i to szybko !!!
OdpowiedzUsuńPS: Zapraszam na nn
Dziękuję, że wymieniłaś tutaj moją starą nazwę... <3
OdpowiedzUsuńPiszesz tak...tak lekko :)
Nie wiem na prawdę co bym zrobił bez Twojego bloga. Przez cały czas gonią mnie myśli co będzie dalej i wreszcie mam czas, aby czytać. :P
Ten rozdział trochę mnie przeraził... Ten stwór ?! Ten chłopak ?!?! Myślę, że może obydwoje coś tu wniosą, ale najwięcej wprowadzi właśnie ten mężczyzna. Może ten stwór, to jakaś osoba, która przemienia się tuż po zachodzie słońca...
Muszę szybko lecieć do następnego rozdziału, bo nie wytrzymam !!! ^^