Blondynka stała tuż przede mną
szeroko się uśmiechając. Patrzyła na mnie wielkimi, niebieskimi oczami. Moją
uwagę przykuła nie tylko ona, ale i czarne Audi, a konkretnie jego kierowca.
Był nim ów chłopak, z którym wymieniłam ‘parę spojrzeń’. Patrzył się na mnie. W
pewnym momencie się uśmiechnął, ja go odwzajemniłam, dziewczyna to spostrzegła
i się odwróciła. Najwyraźniej spojrzała na niego jakimś swoim dziwnym wzrokiem
lub dała mu znak, którego nie widziałam, co oznaczało, że ma odjechać, ponieważ
po chwili pomachał mi wciąż mając na twarzy uśmiech i pojechał.
- Cześć Melissa – powiedziała wreszcie patrząc na mnie radośnie.
Była przepełniona optymizmem, aż od niej emanował.
- Cześć… - nie wiedziałam co mam powiedzieć, nie znałam jej imienia, a tym
bardziej powodu jej przybycia.
- Jestem Casidy – podała mi rękę. Uścisnęłam ją.
- Miło mi.
- Mi również – patrzyłam na nią, a ona wciąż się uśmiechała.
- Mogę wejść? – spytała.
- Jasne – odpowiedziała trochę się wahając, ale nie sądzę by taka drobna, miła
istotka mogła mi coś zrobić, więc ją wpuściłam.
Zajęła miejsce na wysokim krześle barowym, a ja po drugiej stronie blatu.
- A więc… co cię do mnie sprowadza – zadałam wreszcie kluczowe pytanie.
Blondynka stuknęła się ostentacyjnie w czoło.
- Ach – dodała przy tym i jej ręka znów spoczęłam na blacie. – Ty nic nie
wiesz. Może zacznę od początku – patrzyłam na nią z zaciekawieniem, nie miałam
pojęcia o co może jej chodzić. – Zaczęło się z dniem twojego powrotu do życia…
- Skąd o tym wiesz? – wtrąciła, a ona krótko się zaśmiała.
- Właśnie o to tu chodzi – tak naprawdę nie miałam pojęcia o co chodzi. – Z
dostaniem tak zwanej drugiej szansy, automatycznie dostajesz kartę wstępu do
świata Alter Locus, stajesz się Altersem – tłumaczyła powoli, a ja zaczęłam
łapać o co chodziło w tamtej rozmowie w Graise, co jakiś czas kiwałam głową na
znak, że nadążam. – Ja jestem twoim mentorem. Na początku będę ci pomagać
oswoić się z tym wszystkim. Wiesz ze zmianami, z nowym światem – przez cały
czas gestykulowała.
- Ty też jesteś Altersem?
- No oczywiście – odpowiedziała z uśmiechem. – Na początku – znów zaczęła
tłumaczyć. – Będą takie drobne zmiany. Jak inny kolor oczu, ewentualnie drobne
zmiany w wyglądzie, co nie wpływa na zdrowie czy coś innego. Jest też coś co
uszczęśliwi każdą dziewczynę – jej uśmiech stał się szerszy. – Ludzie z Alter
Locus są szczupli, nigdy nie mają problemów z ciałem, bo praktycznie rzecz
biorąc powinni być martwi – z dźwiękiem tego słowa wzdrygnęłam się. – Teoretycznie
każdy ma też jakąś moc oprócz hipnotyzowania.
- Hipnotyzowania?
- Tak. Wiesz przekonujesz kogoś do swoich racji i takie tam – przed oczami
stanął mi Stefan.
- Jak się to objawia? W sensie, kiedy wiem, że kogoś zahipnotyzowałam.
- Z reguły przez jego oczy jakby przepływa… hm… jakby to ująć? Chmura? Coś
takiego.
- Ohh – tylko tyle zdołałam z siebie wykrzesać.
- Zahipnotyzowałaś już kogoś? – zapytała ze znaczącym uśmieszkiem.
- Tak jakby – powiedziałam tonem, jakby przyznawała się do winy. – Da się to
kontrolować?
- Jasne, wszystko w swoim czasie.
Zapadła cisza, którą przerwałam dopiero po chwili.
- Dlaczego właściwie zostałam – chwilę zawahałam się nad tym słowem. –
Altersem? Jest tu jakaś zasada czy to czysty przypadek?
- Heh – wydała z siebie dziwny dźwięk, niby to śmiech, niby krótkie wzdychanie,
w sumie nie wiadomo co. – Tu nie rządzi żadna zasada, ale da się zauważyć kilka
nazwisk Altersów z przełomu XIX i XX wieku. Była wtedy wielka reformacja, która
dotknęła szczególnie to miasto – w jej oczach było widać zafascynowanie.
- A ja… ja też się do nich zaliczam? W sensie… czy moje nazwisko…? – Casidy
widząc moje zmieszanie, uśmiechnęła się lekko.
- Tak. Masz na nazwisko Minne, tak jak Georges Minne. Ja nazywam się Klimt, tak
jak Gustav Klimt, a mój chłopak ma nazwisko po Maurice’ym Denisie.
- Twój chłopak? – stanął mi przed oczami chłopak w ciemnym Audi, nie to nie
mógł być on.
Pomimo to czułam lekkie zaniepokojenie.
- Tak, pamiętasz tych dwóch w Graise, którzy byli razem ze mną? – przytaknęłam.
– To Chris i Josh – uśmiechnęła się.
- Ten co cię podwoził to twój chłopak? – spytałam, aby zaspokoić rosnącą we
mnie ciekawość.
- Nie – jej uśmiech się rozszerzył. – To był Christopher, brat mojego chłopaka.
- Ahh… - kamień spadł mi z serca.
Rozmowa trwała jeszcze jakiś
czas, ale nie długo. Okazało się, że Casidy posiada niezwykłą wiedzę na temat
czasów secesji, w których to miała miejsce melius – zmiana na ‘lepsze’. Co do
tego nie byłam pewna, ale moja wiedza była ograniczona, za to Cas jest
specjalistką.
Naszą pogawędkę przerwał
martwiący się Stefan. Zadzwonił do mnie, aby przypomnieć mi o mojej wizycie u
lekarza. Zupełnie bym o niej zapomniała gdyby nie on. Po prostu za dużo się
dzieje.
W każdym razie, już koło 15
byłam pod gabinetem dr Hilsona. Siedziałam na białym, plastikowym krześle
czekając na moją kolej. Zdążyłam porozmawiać z Irmą – pielęgniarką – o
aktualnościach. Co jakiś czas spotykamy się na ‘ploty’. Kiedy ani Matt, ani
Amy, ani Jason czy Margaret nie mogli być w szpitalu, zżyłam się właśnie z nią.
Miło się nam gawędziło.
Podążałam wzrokiem za znikającą za jakimiś drzwiami Irmą. I zostałam sama.
Dziwne, ale nikogo tu nie było. Zapadła cisza, która została po chwili zmącona.
Odgłosy kłótni wydobywały się z gabinetu. Zaniepokoiłam się odrobinę i
nadstawiłam uszu z zaciekawieniem.
- Przecież możesz to zrobić! –
dało się usłyszeć podniesiony, damski głos.
- Dobrze wiesz, że to ryzykowne! – to z pewnością musiał być dr Hilson. – Skąd
masz pewność, że się uda?!
- Nie mam – to było już wypowiedziane ciszej. – Ale nie mam zamiaru tak dłużej
żyć! – z kolei to było głośniejsze i z całą pewnością bardziej stanowcze.
Zmarszczyłam brwi. Nie miałam pojęcia o co może chodzić. Po chwili drzwi się
otworzyły i wyszła z nich dość wysoka dziewczyna. Może w wieku Margaret. Miała
kruczoczarne, długie włosy i wielki grymas na twarzy. Patrzyłam na nią
oszołomiona, a ona ‘zaszczyciła’ mnie jedynie przelotnym spojrzeniem. Wodziłam
za nią wzrokiem aż zniknęła za rogiem. Wtedy weszłam do gabinetu. Lekarz
siedział przy sowim biurku trzymając się za głowę, najwyraźniej się nad czymś
głowiąc. Nie zauważył mnie więc głośno odkaszlnęłam. W tym momencie jego oczy
na mnie spojrzały. Wysilił się na uśmiech, który odwzajemniłam.
- Melissa. Usiądź – wskazał mi krzesło, naprzeciwko siebie.
Reszta kontroli przebiegła pomyślnie. Mężczyzna musiał jedynie powtórzyć parę
badań, ponieważ przez swoje roztargnienie, źle odczytał wyniki. Mimo to, ja
zachowywałam stoicki spokój i z zaciekawieniem obserwowałam każdy jego nerwowy
ruch. Nareszcie mogłam wyjść. Doktor pożegnał mnie uśmiechem, już bardziej
przekonującym niż na początku. Wyszłam na korytarz. Tam powitał mnie kolejny
szokujący widok. Na krześle, które poprzednio zajmowałam, siedział teraz koleś
z baru. Wpatrywałam się w niego przez chwilę stojąc naprzeciwko. Zastanawiałam
się co też tu robi. On po prostu siedział ze wzrokiem wbitym w wyświetlacz
telefonu. W pewnym momencie podniósł wzrok. Jego zielone oczy napotkały moje.
-------------------------------------------------------------------------------------
Hej Miśki!!
Jestem z Was dumna! Gościliście u mnie już ponad 1000 razy, nawet nie wiecie ile to dla mnie znaczy. Mam nadzieję, że rozdział się podobał i miło się czytało. postaram się dodać następny w piątek, ale to wszystko zależy od weny i czasu ;c Jak na razie, komentujcie i gwałćcie przycisk 'czytam', chcę wiedzieć ile Was tu jest.
Wasza Candice ;***