- Melissa, zaczekaj! – dało się
słyszeć z kuchni. Zarówno Matta jak i Amay ‘unieruchomiło’. Nie wiedzieli co
zrobić, czy pójść za mną, czy jednak zostawić mnie w spokoju. Po policzku
spływały mi łzy. Jedna za drugą, bez ustanku. Nie chciałam płakać, ale to było
silniejsze ode mnie. Biegłam po schodach, mając za cel z powrotem dostać się do
mojego łóżka. Jeszcze nie wiedziałam, czy tam zostanę, po prostu nie chciałam
ich widzieć. Stanęłam u szczytu schodów, otarłam łzy wierzchem dłoni i szybkim
krokiem weszłam do mojego pokoju, zamykając drzwi tak, że z pewnością było to
słychać na dole. I jest, moje łóżko. Ciekawe czy gdybym się z niego nie ruszyła
to bym się o wszystkim dowiedziała. Czy raczej żyłabym tak jak dawniej, nie
mając pojęcia, że mój chłopak i przyjaciółka mają się ku sobie. Rzuciłam się na
łóżko i wtuliłam w wielką, mięciutką poduszkę. Zdałam sobie sprawę z jednej
rzeczy. Coś co mnie totalnie zbiło z tropu. Nie miałam żalu ani do Amy, ani do
Matta. Nie robiłam im w myślach wyrzutów za to, że się w sobie zakochali. Nie…
miałam do nich pretensje jedynie o to, że mi nie powiedzieli. Nie mogłam znieść
myśli, że byli razem, a ja nic nie wiedziałam. Dziwne… każda normalna
dziewczyna odcięłaby się od nich i kazała odwalić, zostawić w spokoju, ale nie
ja. Ja ich potrzebowałam. Nie ważne czy Matt będzie chłopakiem moim czy May.
Ważne żeby oboje byli przy mnie. To właśnie sobie uświadomiłam. Usiadłam na
łóżku, czując, że moje włosy są w stanie nieładu. Podeszłam do lusterka,
poprawiłam je i spojrzałam na moją twarz. Wokół oczu zrobiły mi się ‘plamy’.
Podobne do prześwitujących przez skórę żył z fioletowo-czerwoną krwią. Moje
źrenice zwiększyły się ze zdziwienia. No i po raz kolejny doznałam szoku. Moje
dotychczas zielone tęczówki, miały teraz odcień miodowego złota… tak, to dobre
określenie, nietypowe, ale pasuje. Schowałam twarz w dłoniach, a potem
przetarłam oczy. Oprzytomniałym wzrokiem znów spojrzałam w tafle lustra.
‘Żyłki’ zniknęły, oczy było już normalniejsze, choć nie takie jak zawsze. Co
się ze mną dzieje?! Uhh… muszę odetchnąć. Za dużo emocji jak na jeden dzień.
Zaczęłam nerwowo szukać torebki. Moja kochana – granatowa z brązowymi
oblamówkami. Dostałam ją od Stefana na… 16 urodziny? Tak, chyba tak. Ohh… stary
poczciwy Stefan. No dobra nie tak stary, ale kochany. Właśnie! Może on mnie
przygarnie. Ogarnęłam się do końca. Ubrałam się jakoś przyzwoicie i ruszyłam z
powrotem na dół. Byłam ciekawa czy ta niesforna dwójka nadal tam jest. Pomimo,
że złość na tych zakochańców już powoli mijała, nie chciałam ich spotkać.
Jeszcze nie czas, muszę sobie to wszystko poukładać. Przechodziłam akurat koło
kuchni. Margaret wróciła. Widząc mnie już chciała coś powiedzieć, otworzyła
nawet usta, ale ja ją wyprzedziłam.
- Nie teraz – rzuciłam i po prostu wyszłam, najzwyczajniej w świecie.
Amy na pewno wszystko jej powiedziała. Ciekawe czy wiedziała o wszystkim już wcześniej. Ugh… tyle myśli, głowa mi pęka. Zaczęłam myszkować w torebce w poszukiwaniu jakiś leków. Tak! Jak ja kocham siebie za to, że zawsze mam przy sobie coś przeciwbólowego. Szybko łyknęłam biały proszę, potem wyjęłam telefon i wybrałam numer Stefana.
- Hej Stef – powiedziałam wesoło.
- Hej Lis, jak się czujesz? – powiedział jednocześnie wesoło i z przejęciem.
- A… - nie wiedziałam co powiedzieć. – Zależy pod jakim kątem.
- Mel… - wyczuł, że coś jest nie tak. – Co się stało?
- Matt i Amy – zrobiłam naburmuszoną minę.
- Co zrobili?!
- Powiem ci jak będę u ciebie, okej?
- Słoneczko wiesz, że bym chciał, ale teraz nie mogę – oczami wyobraźni widziałam jego smutną, zawiedzioną minę. – Jestem w pracy.
- O której kończysz?
- Hmm… teraz jest 20. O, to za godzinę.
- To akurat zdążę przyjść. Robię ci wjazd do pracy – uśmiechnęłam się.
- To ja czekam.
- Już idę, buziaki.
- No pa.
Wcisnęłam czerwoną słuchawkę. Uśmiechnęłam się sama do siebie wciąż trzymając telefon w ręku. On mnie zrozumie, pomyślałam. Ruszyłam chodnikiem, podziwiając jak pozostałości deszczu osiadły na roślinach. Dzięki promieniach zachodzącego słońca, kropelki mieniły się kolorami na liściach drzew. Po prostu bajkowo.
Dlaczego świat mi nie pomaga? Ja tu powinnam być smutna, a on jest taki piękny. Dziś jak nigdy, jakbym poczuła więź z naturą. Z wielkim uśmiechem na twarzy, wciąż szłam dalej, obdarowując wszystkich moim dobrym humorem. Wahania nastrojów? Heh, możliwe, ale chyba wyjdzie mi to na dobre.
W pewnym momencie, jak na znak, opuścił mnie cały entuzjazm. Jakby ktoś wypompował ze mnie całą radość. Ogarnął mnie strach. Najgorsze jest to, że nie wiedziałam przed czym. Stanęłam na środku chodnika, miasto tonęło w ciepłych barwach, a ja czułam się jakby owiewał mnie chłodny wiatr, który odczuwam tylko ja. Zrobiło mi się zimno. Na rękach poczułam gęsią skórkę. Złapałam się za ramiona i próbowałam ogrzać. Rozejrzałam się dookoła. Ludzie rzucali w moją stronę dziwne spojrzenia. Jest lato, gorąc niemiłosierny, a ja stoję i próbuję się ogrzać. Też mnie to dziwiło. Wreszcie się odwróciłam. Zobaczyłam czarną postać. Tak, właśnie – czarną. Powinna wywoływać jeszcze większe zdziwienie niż ja. Poczułam jakby to właśnie od niej bił chłód. Była oddalona ode mnie o jakieś 10 metrów. Miałam wrażenie, że mam jakieś zwidy. Zacisnęłam mocno powieki i szybko je otworzyłam. Nie było jej. Żadnego chłodu, żadnej czarnej postaci. Mój organizm ponownie nagrzewał się od słońca, ale strach zostawił swój ślad. Cały czas obawiałam się, co się stanie. W końcu się odwróciłam. Już chciałam zrobić krok, kiedy natrafiłam na opór. Najzwyczajniej w świecie wpadłam na kogoś, ale ten ktoś nie był zwyczajny. Od razu trafiłam na jego brązowe tęczówki, nie mogąc wydukać zwykłego ‘przepraszam’.
- Oh… przepraszam – jego melodyjny głos miał dziwny ton, coś było nie tak.
- Nie teraz – rzuciłam i po prostu wyszłam, najzwyczajniej w świecie.
Amy na pewno wszystko jej powiedziała. Ciekawe czy wiedziała o wszystkim już wcześniej. Ugh… tyle myśli, głowa mi pęka. Zaczęłam myszkować w torebce w poszukiwaniu jakiś leków. Tak! Jak ja kocham siebie za to, że zawsze mam przy sobie coś przeciwbólowego. Szybko łyknęłam biały proszę, potem wyjęłam telefon i wybrałam numer Stefana.
- Hej Stef – powiedziałam wesoło.
- Hej Lis, jak się czujesz? – powiedział jednocześnie wesoło i z przejęciem.
- A… - nie wiedziałam co powiedzieć. – Zależy pod jakim kątem.
- Mel… - wyczuł, że coś jest nie tak. – Co się stało?
- Matt i Amy – zrobiłam naburmuszoną minę.
- Co zrobili?!
- Powiem ci jak będę u ciebie, okej?
- Słoneczko wiesz, że bym chciał, ale teraz nie mogę – oczami wyobraźni widziałam jego smutną, zawiedzioną minę. – Jestem w pracy.
- O której kończysz?
- Hmm… teraz jest 20. O, to za godzinę.
- To akurat zdążę przyjść. Robię ci wjazd do pracy – uśmiechnęłam się.
- To ja czekam.
- Już idę, buziaki.
- No pa.
Wcisnęłam czerwoną słuchawkę. Uśmiechnęłam się sama do siebie wciąż trzymając telefon w ręku. On mnie zrozumie, pomyślałam. Ruszyłam chodnikiem, podziwiając jak pozostałości deszczu osiadły na roślinach. Dzięki promieniach zachodzącego słońca, kropelki mieniły się kolorami na liściach drzew. Po prostu bajkowo.
Dlaczego świat mi nie pomaga? Ja tu powinnam być smutna, a on jest taki piękny. Dziś jak nigdy, jakbym poczuła więź z naturą. Z wielkim uśmiechem na twarzy, wciąż szłam dalej, obdarowując wszystkich moim dobrym humorem. Wahania nastrojów? Heh, możliwe, ale chyba wyjdzie mi to na dobre.
W pewnym momencie, jak na znak, opuścił mnie cały entuzjazm. Jakby ktoś wypompował ze mnie całą radość. Ogarnął mnie strach. Najgorsze jest to, że nie wiedziałam przed czym. Stanęłam na środku chodnika, miasto tonęło w ciepłych barwach, a ja czułam się jakby owiewał mnie chłodny wiatr, który odczuwam tylko ja. Zrobiło mi się zimno. Na rękach poczułam gęsią skórkę. Złapałam się za ramiona i próbowałam ogrzać. Rozejrzałam się dookoła. Ludzie rzucali w moją stronę dziwne spojrzenia. Jest lato, gorąc niemiłosierny, a ja stoję i próbuję się ogrzać. Też mnie to dziwiło. Wreszcie się odwróciłam. Zobaczyłam czarną postać. Tak, właśnie – czarną. Powinna wywoływać jeszcze większe zdziwienie niż ja. Poczułam jakby to właśnie od niej bił chłód. Była oddalona ode mnie o jakieś 10 metrów. Miałam wrażenie, że mam jakieś zwidy. Zacisnęłam mocno powieki i szybko je otworzyłam. Nie było jej. Żadnego chłodu, żadnej czarnej postaci. Mój organizm ponownie nagrzewał się od słońca, ale strach zostawił swój ślad. Cały czas obawiałam się, co się stanie. W końcu się odwróciłam. Już chciałam zrobić krok, kiedy natrafiłam na opór. Najzwyczajniej w świecie wpadłam na kogoś, ale ten ktoś nie był zwyczajny. Od razu trafiłam na jego brązowe tęczówki, nie mogąc wydukać zwykłego ‘przepraszam’.
- Oh… przepraszam – jego melodyjny głos miał dziwny ton, coś było nie tak.
------------------------------------------------------------------------------------
Hej, hej!
Mam nadzieję, że miło się czytało i zostawicie swoje opinie w komentarzach. Rozdział miał się pojawić jutro, ale nie jestem pewna czy bym dała radę, więc dodaje dzisiaj!
Teraz będę miała ferie, ale nie obiecuje, że dodam wcześniej (nawał zajęć, codziennie wyjścia, mam nadzieję, że zrozumiecie) postaram się jednak trochę popisać, aby później dodawać systematycznie co tydzień, zobaczymy czy się uda.
Mam nadzieję, że miło się czytało i zostawicie swoje opinie w komentarzach. Rozdział miał się pojawić jutro, ale nie jestem pewna czy bym dała radę, więc dodaje dzisiaj!
Teraz będę miała ferie, ale nie obiecuje, że dodam wcześniej (nawał zajęć, codziennie wyjścia, mam nadzieję, że zrozumiecie) postaram się jednak trochę popisać, aby później dodawać systematycznie co tydzień, zobaczymy czy się uda.
Dziękuję, że poświęciliście te parę chwil na przeczytanie co piszę i oczywiście nie zapomnijcie o schodach! :***