Śledziłam
zaspanym wzrokiem zawartość moich toreb i powoli, roztrzęsionymi rękami,
sprawdzałam czy wszystko mam. Robiłam to już chyba setny raz, co chwila
spoglądając na zegarek, ale leniwe wskazówki nie chciały pójść do przodu.
W pewnym momencie rzuciłam wszystko, stanęłam na środku pustego salonu i zaczęłam rozmyślać. Smutek przejął nade mną władzę. Wyobraziłam sobie jak pusto tu będzie beze mnie. Jason i Margaret wrócą dopiero za jakieś dwa tygodnie… ich też nie zobaczę. Przygotowywałam się psychicznie na to, że mogę tu już nie wrócić. Łzy poleciały mi po policzkach, nawet nie miałam siły ich wytrzeć. Patrzyłam na wszystko co zostawiam. I tak nie powinnam tu być. Powinnam gnić z jakieś 3 metry pod ziemią tak jak to było zaplanowane, ale nie. Zachciało mi się wracać.
Nie wiedziałam ile tak stałam, ale musiał to być spory kawał czasu, bo nagle usłyszałam dzwonnego do drzwi, który odbił się echem po całym domu. Wzdrygnęłam się na samą myśl, że czeka mnie konfrontacja z Chrisem. Podeszłam ostrożnie do drzwi i chwyciłam klamkę. Odetchnęłam głęboko, jeszcze przez chwilę się wahając. Nacisnęłam klamkę i ujrzałam nie kogo innego jak Denisa, i to mocno poddenerwowanego. Przeraził mnie ten widok, ale kiedy ulokował swoje brązowe oczy na mojej osobie, jego twarz się rozjaśniła. Zachowywał się jakby zdarzenie z lasu nie miało miejsca. Od razu na myśl przyszła mi dziwna istota, która mogła mu wymazać pamięć.
- Hej – uśmiechnął się. – Gotowa?
Pokiwałam głową nieśmiało i pozwoliłam mu wejść. Wziął większość moich bagaży zostawiając mi jeden. Zamknęłam drzwi na klucz i ruszyłam do zapakowanego już samochodu. Ostatni raz spojrzałam na dom, przełknęłam głośno ślinę i wsiadłam.
Chris ruszył. Jechaliśmy w milczeniu, a on nie miał zamiaru go przerwać tylko ulokował swoją dłoń na moim kolanie. Popatrzyłam na nią, mimowolnie się zaczerwieniłam i odwróciłam się w stronę okna.
Po 15 minutach jazdy wjechaliśmy na teren lasu. Kręta ulica wiodła nas przed siebie, a ja czułam, że to nie będzie normalna jazda. Coś w lusterku zaniepokoiło mnie. Serce zaczęło bić mi coraz szybciej.
Spojrzałam do tyłu i zobaczyłam trzy auta. W jednym siedziała Casidy z Joshem, w kolejnym najprawdopodobniej burmistrz, a trzecim było czerwone Porsche. Starałam się nie okazywać emocji, choć miałam wrażenie, że zwrócę wszystkie moje wnętrzności. Zaczęłam ze zdenerwowania stukać palcami o wolne kolano. Mój towarzysz dziwnie na mnie spojrzał, a ja tylko wydusiłam niezbyt przekonujący uśmiech. Na całe szczęście nie drążył tematu i niczego się nie spodziewając, jechał dalej. Zobaczyłam jak coś błyszczy na ulicy. Promienie słoneczne odbijamy się od małych punkcików na asfalcie. Serce podskoczyło mi do gardła, a pot pojawił się na czole. Próbowałam się nie denerwować, ale mi nie wychodziło. No cóż.
‘Diamenciki’ zbliżały się niemiłosiernie, a ja zaczęłam nierównomiernie oddychać. To już czas. Wierciłam się na fotelu, by sprawić zmianę położenia ręki Chrisa. Udało mi się. Owa dłoń powędrowała teraz na kierownice. Wytworzyłam pole, które miało mnie chronić. Całe szczęście, że zdążyłam się tego nauczyć. Paznokcie wbijały mi się w skórę w moich zaciśniętych pięściach.
Usłyszałam trzask przebijanych opon. Zamknęłam oczy. Przerażenie Chrisa można było niemalże wyczuć. Był zdezorientowany i próbował zapanować nad samochodem, który tego nie chciał. Jak to mówią: ‘złośliwość rzeczy martwych’.
Zacisnęłam szczękę tak, że aż mnie bolała. Coś w nas uderzyło. Nawet nie musiała spojrzeć, a wiedziałam, że to Cassie, a potem burmistrz. Przezorne ‘czerwone Porsche’, zjechało z drogi. Auto Chrisa po wielu trudnościach wylądowało na boku. Chłopak zaczął kaszleć od otaczającego nas dymu. Mimo hałasu, usłyszałam kroki. Teraz moja kolej.
Zaczęłam kaszleć. Drzwi się otworzyły, a zanim zdążyłam zarejestrować kto jest obok mnie, silne ramiona wyrwały mnie z pojazdu. Zaczęłam krzyczeć i bić napastnika w plecy, gdy ten przerzucił mnie przez ramię. Słyszałam za sobą jak cała reszta chce się wydostać z samochodów. Po chwili dało się rozróżnić ciężki bieg Steve’a i szybki Chrisa. W duchu modliłam się by mi się udało, a na zewnątrz wrzeszczałam i wzywałam pomoc. Byłam tak sprzeczna sobie, że się nie poznawałam.
Mój porywacz miał znaczną przewagę nad, że tak to ujmę, stroną Altersów. Byłam z siebie niewiarygodnie dumna, bo z oczu popłynęły mi łzy. Wiem dziwne.
‘Wykonaliśmy’ parę ostrych zakrętów, czym zgubiliśmy całą resztę w plątaninie drzew. Serce nadal biło mi jak oszalałe. Chłopak zwolnił, a ja mogłam powoli rejestrować jego wygląd. Udało mi się wyczuć jego cudowne perfumy, które gdybym mogła, wąchałabym całą wieczność. Uśmiechnęłam się w duchu i przyglądałam się krajobrazowi za nami. Już dawno nikogo w pobliżu nie było. Nie wiedziałam dlaczego wciąż tak szybko idzie. Nareszcie stanęliśmy i wszystko zaczęło się dziać tak szybko. Zdążyłam zarejestrować jedynie to, że znajdowaliśmy się… nawet nie wiem jak to nazwać, ale z każdej strony otaczały nas wysokie krzaki.
Postawił mnie gwałtownie i przytrzymał w talii bym nie straciła równowagi. Przywarł mnie do siebie i nieoczekiwanie złączył nasze wargi . Była tak oszołomiona, że na początku nie wiedziałam co zrobić. Uderzyło mnie jego ciepło, zapach, czułość i miękkość ust. Nie zdawałam sobie nawet sprawy, że oddaję pocałunek. To było silniejsze ode mnie. Był taki pełen pasji, że rozpływałam się w jego ramionach. Czułam, że tak właśnie powinno być. Przy Chrisie nigdy nic takiego nie miało miejsca. Tu? Wręcz przeciwnie. Moje ręce mimowolnie powędrowały do góry i objęły jego kark. Nie wiem co mną kierowało, ale nie mogłam się powstrzymać. Chłopak pogłębił pocałunek i tym samym wsunął język pomiędzy moje wargi. Jego ręce powędrowały nieco w dół, a ja poczułam jak robi mi się gorąco. Wplotłam palce w jego włosy. Nasze języki walczyły, ale taką walkę mogłam ciągnąć w nieskończoność. Może i faktycznie by tak było, gdyby nie brak powietrza. Po chwili oderwaliśmy się od siebie. Wciąż nie otwierając oczu, oparłam czoło o jego i głęboko nabierałam powietrza.
Otworzyłam oczy i ujrzałam jego brązowe tęczówki. Uśmiechał się, ja zrobiłam to samo.
- Udało nam się – wydyszał.
Staliśmy w takiej pozie chwilę, która zdawała się wiecznością. Panował spokój, dopóki nie usłyszeliśmy zdradzieckich szelestów.
Serce ponownie podeszło mi do gardła. Już nie byłam aż tak szczęśliwa.
W pewnym momencie rzuciłam wszystko, stanęłam na środku pustego salonu i zaczęłam rozmyślać. Smutek przejął nade mną władzę. Wyobraziłam sobie jak pusto tu będzie beze mnie. Jason i Margaret wrócą dopiero za jakieś dwa tygodnie… ich też nie zobaczę. Przygotowywałam się psychicznie na to, że mogę tu już nie wrócić. Łzy poleciały mi po policzkach, nawet nie miałam siły ich wytrzeć. Patrzyłam na wszystko co zostawiam. I tak nie powinnam tu być. Powinnam gnić z jakieś 3 metry pod ziemią tak jak to było zaplanowane, ale nie. Zachciało mi się wracać.
Nie wiedziałam ile tak stałam, ale musiał to być spory kawał czasu, bo nagle usłyszałam dzwonnego do drzwi, który odbił się echem po całym domu. Wzdrygnęłam się na samą myśl, że czeka mnie konfrontacja z Chrisem. Podeszłam ostrożnie do drzwi i chwyciłam klamkę. Odetchnęłam głęboko, jeszcze przez chwilę się wahając. Nacisnęłam klamkę i ujrzałam nie kogo innego jak Denisa, i to mocno poddenerwowanego. Przeraził mnie ten widok, ale kiedy ulokował swoje brązowe oczy na mojej osobie, jego twarz się rozjaśniła. Zachowywał się jakby zdarzenie z lasu nie miało miejsca. Od razu na myśl przyszła mi dziwna istota, która mogła mu wymazać pamięć.
- Hej – uśmiechnął się. – Gotowa?
Pokiwałam głową nieśmiało i pozwoliłam mu wejść. Wziął większość moich bagaży zostawiając mi jeden. Zamknęłam drzwi na klucz i ruszyłam do zapakowanego już samochodu. Ostatni raz spojrzałam na dom, przełknęłam głośno ślinę i wsiadłam.
Chris ruszył. Jechaliśmy w milczeniu, a on nie miał zamiaru go przerwać tylko ulokował swoją dłoń na moim kolanie. Popatrzyłam na nią, mimowolnie się zaczerwieniłam i odwróciłam się w stronę okna.
Po 15 minutach jazdy wjechaliśmy na teren lasu. Kręta ulica wiodła nas przed siebie, a ja czułam, że to nie będzie normalna jazda. Coś w lusterku zaniepokoiło mnie. Serce zaczęło bić mi coraz szybciej.
Spojrzałam do tyłu i zobaczyłam trzy auta. W jednym siedziała Casidy z Joshem, w kolejnym najprawdopodobniej burmistrz, a trzecim było czerwone Porsche. Starałam się nie okazywać emocji, choć miałam wrażenie, że zwrócę wszystkie moje wnętrzności. Zaczęłam ze zdenerwowania stukać palcami o wolne kolano. Mój towarzysz dziwnie na mnie spojrzał, a ja tylko wydusiłam niezbyt przekonujący uśmiech. Na całe szczęście nie drążył tematu i niczego się nie spodziewając, jechał dalej. Zobaczyłam jak coś błyszczy na ulicy. Promienie słoneczne odbijamy się od małych punkcików na asfalcie. Serce podskoczyło mi do gardła, a pot pojawił się na czole. Próbowałam się nie denerwować, ale mi nie wychodziło. No cóż.
‘Diamenciki’ zbliżały się niemiłosiernie, a ja zaczęłam nierównomiernie oddychać. To już czas. Wierciłam się na fotelu, by sprawić zmianę położenia ręki Chrisa. Udało mi się. Owa dłoń powędrowała teraz na kierownice. Wytworzyłam pole, które miało mnie chronić. Całe szczęście, że zdążyłam się tego nauczyć. Paznokcie wbijały mi się w skórę w moich zaciśniętych pięściach.
Usłyszałam trzask przebijanych opon. Zamknęłam oczy. Przerażenie Chrisa można było niemalże wyczuć. Był zdezorientowany i próbował zapanować nad samochodem, który tego nie chciał. Jak to mówią: ‘złośliwość rzeczy martwych’.
Zacisnęłam szczękę tak, że aż mnie bolała. Coś w nas uderzyło. Nawet nie musiała spojrzeć, a wiedziałam, że to Cassie, a potem burmistrz. Przezorne ‘czerwone Porsche’, zjechało z drogi. Auto Chrisa po wielu trudnościach wylądowało na boku. Chłopak zaczął kaszleć od otaczającego nas dymu. Mimo hałasu, usłyszałam kroki. Teraz moja kolej.
Zaczęłam kaszleć. Drzwi się otworzyły, a zanim zdążyłam zarejestrować kto jest obok mnie, silne ramiona wyrwały mnie z pojazdu. Zaczęłam krzyczeć i bić napastnika w plecy, gdy ten przerzucił mnie przez ramię. Słyszałam za sobą jak cała reszta chce się wydostać z samochodów. Po chwili dało się rozróżnić ciężki bieg Steve’a i szybki Chrisa. W duchu modliłam się by mi się udało, a na zewnątrz wrzeszczałam i wzywałam pomoc. Byłam tak sprzeczna sobie, że się nie poznawałam.
Mój porywacz miał znaczną przewagę nad, że tak to ujmę, stroną Altersów. Byłam z siebie niewiarygodnie dumna, bo z oczu popłynęły mi łzy. Wiem dziwne.
‘Wykonaliśmy’ parę ostrych zakrętów, czym zgubiliśmy całą resztę w plątaninie drzew. Serce nadal biło mi jak oszalałe. Chłopak zwolnił, a ja mogłam powoli rejestrować jego wygląd. Udało mi się wyczuć jego cudowne perfumy, które gdybym mogła, wąchałabym całą wieczność. Uśmiechnęłam się w duchu i przyglądałam się krajobrazowi za nami. Już dawno nikogo w pobliżu nie było. Nie wiedziałam dlaczego wciąż tak szybko idzie. Nareszcie stanęliśmy i wszystko zaczęło się dziać tak szybko. Zdążyłam zarejestrować jedynie to, że znajdowaliśmy się… nawet nie wiem jak to nazwać, ale z każdej strony otaczały nas wysokie krzaki.
Postawił mnie gwałtownie i przytrzymał w talii bym nie straciła równowagi. Przywarł mnie do siebie i nieoczekiwanie złączył nasze wargi . Była tak oszołomiona, że na początku nie wiedziałam co zrobić. Uderzyło mnie jego ciepło, zapach, czułość i miękkość ust. Nie zdawałam sobie nawet sprawy, że oddaję pocałunek. To było silniejsze ode mnie. Był taki pełen pasji, że rozpływałam się w jego ramionach. Czułam, że tak właśnie powinno być. Przy Chrisie nigdy nic takiego nie miało miejsca. Tu? Wręcz przeciwnie. Moje ręce mimowolnie powędrowały do góry i objęły jego kark. Nie wiem co mną kierowało, ale nie mogłam się powstrzymać. Chłopak pogłębił pocałunek i tym samym wsunął język pomiędzy moje wargi. Jego ręce powędrowały nieco w dół, a ja poczułam jak robi mi się gorąco. Wplotłam palce w jego włosy. Nasze języki walczyły, ale taką walkę mogłam ciągnąć w nieskończoność. Może i faktycznie by tak było, gdyby nie brak powietrza. Po chwili oderwaliśmy się od siebie. Wciąż nie otwierając oczu, oparłam czoło o jego i głęboko nabierałam powietrza.
Otworzyłam oczy i ujrzałam jego brązowe tęczówki. Uśmiechał się, ja zrobiłam to samo.
- Udało nam się – wydyszał.
Staliśmy w takiej pozie chwilę, która zdawała się wiecznością. Panował spokój, dopóki nie usłyszeliśmy zdradzieckich szelestów.
Serce ponownie podeszło mi do gardła. Już nie byłam aż tak szczęśliwa.
-----------------------------------
No i powoli brniemy do końca.
Chciałabym szczególnie podziękować Koteczkowi, colorful song i mojej Renesmee i wszystkim, którzy czytają moje opowiadanie. Byłabym wdzięczna gdyby każdy po przeczytaniu zostawił KOMENTARZ, bo wiem, że jest was więcej niż wskazują na to komentarze.
Chciałabym szczególnie podziękować Koteczkowi, colorful song i mojej Renesmee i wszystkim, którzy czytają moje opowiadanie. Byłabym wdzięczna gdyby każdy po przeczytaniu zostawił KOMENTARZ, bo wiem, że jest was więcej niż wskazują na to komentarze.
Love ya
Candice xx.
Ja pierdole, ja pierdole, ja pierdole! Nareszcie! *-* o mój Boże pocałunek idealny, dzięki <3 kocham cię! *-* James jest boski :D dobrze zrobił ^^
OdpowiedzUsuńNie kończ tak szybko tego bloga :(
Pozdrawiam cieplutko :*
OMG! Nie wiem co powiedzieć po prostu raj. Na ten pocałunek czekałam XD Kocham Cię Księżniczko ;****
OdpowiedzUsuńDawaj mi tu następny,
OdpowiedzUsuńNATYCHMIAST!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Boże, tyle czekałam na ten ich pocałunek!!!
Kocham!!! <3
Czekałam na ten pocałunek. :)))
OdpowiedzUsuńNie kończ jeszcze tego bloga. :D
Dodaj szybko następny rozdział. :*****
Kochanie, to ja powinnam dziękować tobie za to cudowne opowiadanie! <3
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział, jak zawsze :)
Pocałowali się - awwww, nareszcie <3
Czekam na kolejny :)
Buziaki <3
@NowSuitUp
Ej kocie, dodaj nowy rozdział :3
OdpowiedzUsuń