Na specjalne
zamówienie Koteczka ;* Buźki słońce, dzięki, że czytasz ♥
-
James co się dzieje?! – zaczęłam panikować, gdy ten nerwowo rozglądał się po
lesie.
- Ktoś tu jest – szepnął.
Złapał mnie za rękę i przybliżył do siebie jeszcze bardziej. Szelesty było słychać coraz bliżej.
Niespodziewanie zaczął uciekać ciągnąc mnie za sobą. Oczy mi się przeszkliły, żołądek też nie czuł się najlepiej, ale biegłam ile miałam siły w nogach. Wiedziałam, że długo tak nie pociągnę.
- Mel, biegnij! Słyszysz!? – krzyczał na mnie, choć doskonale wiedział, że robię co tylko mogę.
Usłyszałam postrzał. Moje ciało zadrżało, a umysł uciekł w przeszłość.
- Ktoś tu jest – szepnął.
Złapał mnie za rękę i przybliżył do siebie jeszcze bardziej. Szelesty było słychać coraz bliżej.
Niespodziewanie zaczął uciekać ciągnąc mnie za sobą. Oczy mi się przeszkliły, żołądek też nie czuł się najlepiej, ale biegłam ile miałam siły w nogach. Wiedziałam, że długo tak nie pociągnę.
- Mel, biegnij! Słyszysz!? – krzyczał na mnie, choć doskonale wiedział, że robię co tylko mogę.
Usłyszałam postrzał. Moje ciało zadrżało, a umysł uciekł w przeszłość.
*flashback*
Otworzył usta by coś
powiedzieć, a potem je zamknął nie wydając żadnego dźwięku. Patrzyłam na niego
jak głupia.
- Po prostu to powiedz – głos mi się załamał, a w oczach stanęły łzy, z którymi próbowałam walczyć.
Wsadził ręce do kieszeni i popatrzył gdzieś w bok.
- Odezwij się! – zaczęłam dramatyzować. Z oczu popłynęły mi łzy.
Zrobił krok do przodu, tym samym znalazł się w środku mojego domu. Zamknął za sobą drzwi. Każdą czynność wykonywał spokojnie i dokładnie. Stanął tak cholernie opanowany, a ja nie wiedziałam czy być na niego zła, czy może raczej czuć smutek. Łzy cisnęły mi się do oczu przez wszechobecną ciszę, której on nie miał zamiaru przerwać. To nie było moje wymarzone pożegnanie. Wcale nie chciałam się żegnać…
- Będziesz teraz tak stał!? Najpierw mnie ratujesz, a potem się nawet nie odzywasz!? Tak to ma wyglądać!? – podniosłam głos, kierowała mną czysta histeria. – Nie chcę takiego pożegnania! Nie chcę się żegnać, rozumiesz?! – wpatrywał się we mnie, co tylko mnie irytowało. – Czemu się tak patrzysz!? – wybuchłam. – Chyba nie myślisz, że ta cała cholerna akcja w Graise to moja wina!? Jesteś cholernym dupkiem! – zaczęłam krzyczeć, płakać i bić go pięściami choć wiedziałam, że go to nie boli.
Zaniosłam się płaczem i poczułam jak silne ramiona mnie otaczają. Na początku się sprzeciwiałam, ale oboje doskonale wiedzieliśmy, że tego chciałam. Mogłam się wypierać ile wlezie, ale tak było.
- Nie chce tego… - załkałam w jego podkoszulek, który powoli robił się mokry przez moje łzy.
Przytulał mnie tak dłuższą chwilę. A może to było tylko kilka sekund? Czułam się jakbyśmy trwali tak całą wieczność.
- Ja też tego nie chcę – szepnął mi wprost do ucha.
Zarówno ja, tak i on, wiedzieliśmy że chodzi o wyjazd. Nie chciałam nigdzie jechać. Nie pasowałam do tego świata, nie poznałam go, nie zdążyłam jeszcze poznać nowej siebie.
- Mam pomysł – powiedział i odsunął się ode mnie tak, by widzieć moją zapłakaną twarz, jednoczenie nie wypuszczając mnie z uścisku.
- Po prostu to powiedz – głos mi się załamał, a w oczach stanęły łzy, z którymi próbowałam walczyć.
Wsadził ręce do kieszeni i popatrzył gdzieś w bok.
- Odezwij się! – zaczęłam dramatyzować. Z oczu popłynęły mi łzy.
Zrobił krok do przodu, tym samym znalazł się w środku mojego domu. Zamknął za sobą drzwi. Każdą czynność wykonywał spokojnie i dokładnie. Stanął tak cholernie opanowany, a ja nie wiedziałam czy być na niego zła, czy może raczej czuć smutek. Łzy cisnęły mi się do oczu przez wszechobecną ciszę, której on nie miał zamiaru przerwać. To nie było moje wymarzone pożegnanie. Wcale nie chciałam się żegnać…
- Będziesz teraz tak stał!? Najpierw mnie ratujesz, a potem się nawet nie odzywasz!? Tak to ma wyglądać!? – podniosłam głos, kierowała mną czysta histeria. – Nie chcę takiego pożegnania! Nie chcę się żegnać, rozumiesz?! – wpatrywał się we mnie, co tylko mnie irytowało. – Czemu się tak patrzysz!? – wybuchłam. – Chyba nie myślisz, że ta cała cholerna akcja w Graise to moja wina!? Jesteś cholernym dupkiem! – zaczęłam krzyczeć, płakać i bić go pięściami choć wiedziałam, że go to nie boli.
Zaniosłam się płaczem i poczułam jak silne ramiona mnie otaczają. Na początku się sprzeciwiałam, ale oboje doskonale wiedzieliśmy, że tego chciałam. Mogłam się wypierać ile wlezie, ale tak było.
- Nie chce tego… - załkałam w jego podkoszulek, który powoli robił się mokry przez moje łzy.
Przytulał mnie tak dłuższą chwilę. A może to było tylko kilka sekund? Czułam się jakbyśmy trwali tak całą wieczność.
- Ja też tego nie chcę – szepnął mi wprost do ucha.
Zarówno ja, tak i on, wiedzieliśmy że chodzi o wyjazd. Nie chciałam nigdzie jechać. Nie pasowałam do tego świata, nie poznałam go, nie zdążyłam jeszcze poznać nowej siebie.
- Mam pomysł – powiedział i odsunął się ode mnie tak, by widzieć moją zapłakaną twarz, jednoczenie nie wypuszczając mnie z uścisku.
*end of flashback*
Nie
wiem czemu to mi się przypomniało, ale cała ta sytuacja miała początek właśnie
w tym. Zaniosłam się płaczem, nie miałam już siły.
- James… Ja… nie…mogę… - dyszałam przez łzy.
- Proszę cię Mel, zrób to dla mnie – w jego oczach widziałam przerażenie, kiedy na chwile stanęliśmy. – Już prawie nam się udało. Musimy to tylko przeżyć, rozumiesz?
Przełknęłam głośno ślinę. Nie chciałam nawet wiedzieć jak wyglądam, taka cała zapłakana i bez sił. Pokiwałam głową i znów ruszyliśmy. Wymijaliśmy drzewa w ostatniej chwili, a ja zawsze miałam wrażenie, że zaraz w nie wpadnę. Gdyby nie James, pewnie by tak było.
Usłyszałam kolejny strzał. Wzdrygnęłam się, a Corelli ścisnął moją dłoń, by dodać mi otuchy.
Kolejny strzał. Tym razem pocisk trafił w drzewo obok. Moje serce podskoczyło do gardła. Dzięki adrenalinie siły mi wróciły i próbowałam biec jeszcze szybciej.
Nie mam pojęcia, gdzie zmierzaliśmy, ale miałam nadzieję, że jak najdalej stąd.
Kolejny strzał. Coś opadło ciężko na ziemię. I kolejny. I znów ofiara. Bałam się odwrócić, by ujrzeć kto stracił życie. Co ważniejsze, nie miałam na to czasu.
Nagle James coś zobaczył i pociągnął mnie mocniej. Starałam się biec szybciej, wiedziałam, że go opóźniałam.
- Skarbie, szybciej! – poganiał mnie.
To, że nazwał mnie skarbem, wcale mi nie pomogło.
Poczułam dziwny ucisk w klatce piersiowej.
Wszystko zaczęło dziać się szybciej. Zaczęło się od kolejnego strzału. Wiedziałam, że napastnik jest blisko, ale nie aż tak. Potknęłam się…? Nie. Upadłam, ale dlaczego? Dopiero po chwili zdałam sobie, że to mnie postrzelono. Zobaczyłam jak za mną, ta dziewczyna, chyba Suzan, próbuje strzelić do Jamesa, ale słyszę kolejny strzał i on a również pada. Skąd do cholery James miał broń?
Chwila.
To nie James. Ujrzałam zaszklone oczy Stefana. Ponownie mu umieram, ponownie go zostawiam. Skąd on się tu wziął?! Czemu musi to widzieć?!
- Leć po apteczkę! Cokolwiek! – krzyknął do niego James.
Jego głos się łamał, a po moich policzkach spływały łzy.
Mój najlepszy przyjaciel zastrzelił dziewczynę, która chciała mnie zabić. Co gorsze, jak na razie jej się to udaje.
- Proszę Mel, nie odchodź – uklęknął przy mnie, złapał mnie za rękę, nie wiedział co zrobić.
Ból w klatce piersiowej był ogromny, traciłam mnóstwo krwi. Nie trafiła mnie w serce, ale zbyt blisko bym przeżyła, wiedziałam, że to koniec. Znowu. O ironio.
Pogłaskałam jego policzek, a on zbliżył swoje usta do moich. Ostatnie co poczułam to ciepło jego warg na moich.
- James… Ja… nie…mogę… - dyszałam przez łzy.
- Proszę cię Mel, zrób to dla mnie – w jego oczach widziałam przerażenie, kiedy na chwile stanęliśmy. – Już prawie nam się udało. Musimy to tylko przeżyć, rozumiesz?
Przełknęłam głośno ślinę. Nie chciałam nawet wiedzieć jak wyglądam, taka cała zapłakana i bez sił. Pokiwałam głową i znów ruszyliśmy. Wymijaliśmy drzewa w ostatniej chwili, a ja zawsze miałam wrażenie, że zaraz w nie wpadnę. Gdyby nie James, pewnie by tak było.
Usłyszałam kolejny strzał. Wzdrygnęłam się, a Corelli ścisnął moją dłoń, by dodać mi otuchy.
Kolejny strzał. Tym razem pocisk trafił w drzewo obok. Moje serce podskoczyło do gardła. Dzięki adrenalinie siły mi wróciły i próbowałam biec jeszcze szybciej.
Nie mam pojęcia, gdzie zmierzaliśmy, ale miałam nadzieję, że jak najdalej stąd.
Kolejny strzał. Coś opadło ciężko na ziemię. I kolejny. I znów ofiara. Bałam się odwrócić, by ujrzeć kto stracił życie. Co ważniejsze, nie miałam na to czasu.
Nagle James coś zobaczył i pociągnął mnie mocniej. Starałam się biec szybciej, wiedziałam, że go opóźniałam.
- Skarbie, szybciej! – poganiał mnie.
To, że nazwał mnie skarbem, wcale mi nie pomogło.
Poczułam dziwny ucisk w klatce piersiowej.
Wszystko zaczęło dziać się szybciej. Zaczęło się od kolejnego strzału. Wiedziałam, że napastnik jest blisko, ale nie aż tak. Potknęłam się…? Nie. Upadłam, ale dlaczego? Dopiero po chwili zdałam sobie, że to mnie postrzelono. Zobaczyłam jak za mną, ta dziewczyna, chyba Suzan, próbuje strzelić do Jamesa, ale słyszę kolejny strzał i on a również pada. Skąd do cholery James miał broń?
Chwila.
To nie James. Ujrzałam zaszklone oczy Stefana. Ponownie mu umieram, ponownie go zostawiam. Skąd on się tu wziął?! Czemu musi to widzieć?!
- Leć po apteczkę! Cokolwiek! – krzyknął do niego James.
Jego głos się łamał, a po moich policzkach spływały łzy.
Mój najlepszy przyjaciel zastrzelił dziewczynę, która chciała mnie zabić. Co gorsze, jak na razie jej się to udaje.
- Proszę Mel, nie odchodź – uklęknął przy mnie, złapał mnie za rękę, nie wiedział co zrobić.
Ból w klatce piersiowej był ogromny, traciłam mnóstwo krwi. Nie trafiła mnie w serce, ale zbyt blisko bym przeżyła, wiedziałam, że to koniec. Znowu. O ironio.
Pogłaskałam jego policzek, a on zbliżył swoje usta do moich. Ostatnie co poczułam to ciepło jego warg na moich.
----------------------------------------------
Hej Miśki!
Proszę mnie nie zabijać! To jeszcze nie koniec! Czeka nas jeszcze epilog ;)
Mam nadzieję na komentarze z Waszej strony.
Całuję,
Candice
Proszę mnie nie zabijać! To jeszcze nie koniec! Czeka nas jeszcze epilog ;)
Mam nadzieję na komentarze z Waszej strony.
Całuję,
Candice